Reklama

To był dla mnie trudny czas

02/11/2013 10:40
Ryszard Mądzelewski, jeden z najbardziej zasłużonych dla bytowskiego futbolu piłkarzy, wraca do zdrowia po ciężkiej kontuzji. Czołowy niegdyś zawodnik Bytovii Bytów, a ostatnio grający trener Uranii Udorpie, opowiada o feralnym zdarzeniu, długiej rehabilitacji i planach na przyszłość.

„Kurier Bytowski” - Z pewnością niechętnie wracasz pamięcią do majowego spotkania z Orkanem Gostkowo, ale jak doszło do kontuzji?

Ryszard Mądzelewski - Jak to w piłce bywa przy takich urazach - zbyt ostre wejście rywala i tragedia gotowa. To była naprawdę brutalna i przede wszystkim niepotrzebna interwencja zawodnika Orkana, bo przecież w niższych ligach [Urania występowała wówczas w klasie A - przyp. red.] gra się o przysłowiową pietruszkę. Gdybym miał na karku mniej lat, pewnie, jak to nieraz bywało, uniknąłbym wślizgu, albo przynajmniej odjął nogę od ziemi, żeby zamortyzować uderzenie. Nie zdążyłem. Po wszystkim spojrzałem na nogę, wygięła się na zewnątrz, a getry napiął ostry kikut. Wiedziałem, że jest nieciekawie...

Panika na boisku?

Trochę zamieszania było. Faulujący zawodnik łapał się za głowę widząc, co się stało, koledzy z drużyny biegali wokół. Trochę to dziwnie wyglądało, bo to ja powinienem wpaść w panikę, a tymczasem byłem tym, który musiał resztę uspokoić... (śmiech).

Widzę, że teraz opowiadasz o tym ze spokojem, jakby to było jedynie stłuczenie...

Od tamtego meczu minęło już prawie pół roku, więc teraz wspominam to z zupełnie innej perspektywy. Wydarzenia na boisku w Gostkowie to był tak naprawdę dopiero początek męczarni i może dlatego mówię o tym dość „lekko”. Na boisku, potem w karetce i w szpitalu w Kościerzynie musiałem być jeszcze w szoku, więc ból nie był aż tak dotkliwy. Później wesoło nie było. Najtrudniejszy okazał się czas po zoperowaniu nogi. Faszerowali mnie rozmaitymi lekami przeciwbólowymi, a mimo to nie spałem praktycznie tydzień. Teraz wiem, że człowiek jest w stanie znieść naprawdę wiele.

Długo leżałeś w szpitalu?

Trzy tygodnie, czyli miałem trochę czasu na rozmyślanie (śmiech). Powiem ci, że nie raz śledziłem w pamięci dzień, w którym doszło do kontuzji. Ciekawa sprawa, że od początku układał mi się dziwnie pechowo, jakby coś wisiało w powietrzu. Od rana czułem się kiepsko. Przed wyjazdem do Gostkowa odwiedziłem stadion, gdzie tego dnia odbywał się 1-majowy turniej, w którym grali moi znajomi. Pomyślałem, że lepiej by było pokopać właśnie z nimi, dla zabawy. Tym bardziej że nigdy nie lubiłem jeździć do Gostkowa, bo tam chłopaki zawsze grali ostro. Nie zamierzałem w ogóle w tym meczu wybiegać na murawę. Nie było jednak wyjścia, bo jeden z naszych zawodników doznał kontuzji i w przerwie zrobiliśmy zmianę. Pięć minut po wznowieniu gry stało się, co się stało. Jak mówiłem, coś wisiało w powietrzu.

Masz żal do zawodnika Orkana?

Absolutnie nie. Jak grasz w piłkę, musisz mieć na uwadze, że takie rzeczy mogą ci się przytrafić. Poza tym facet zachował się naprawdę fair. Gdy byłem w szpitalu, dzwonił z zapytaniem o zdrowie i samopoczucie. To było bardzo miłe, bo nie wszyscy w tej trudnej dla mnie chwili pamiętali... Przyznam się, że trochę zawiodłem się na działaczach Bytovii. Nie liczyłem z ich strony na coś wielkiego, ale zero zainteresowania zawodnikiem, który tyle lat grał w klubie? Trochę to zabolało. Na szczęście nie zawiedli przyjaciele. Ostatnio znajomi, z którymi grałem w Bytovii, ale nie tylko, przygotowali dla mnie niespodziankę. Zorganizowali mecz, w którym zebrali trochę grosza na rehabilitację. Nie nagłaśniali zbytnio sprawy, bo wiedzą, że tego nie lubię. Jestem im naprawdę wdzięczny.

A jak obecnie z Twoim zdrowiem? Co lekarze mówią o stanie nogi?

Biorąc pod uwagę fakt, że złamanie było naprawdę skomplikowane, jest całkiem nieźle. Oczywiście daleko mi do pełnej sprawności i tak naprawdę nie wiem, czy całkiem ją odzyskam, ale muszę powiedzieć, że w moim przypadku kościerscy lekarze zrobili kawał dobrej roboty. W tak trudnych złamaniach nie zawsze wszystko idzie dobrze. Dlatego z tego miejsca chciałbym serdecznie im i tamtejszym pielęgniarkom podziękować za pomoc, także lekarzom z Bytowa za dalszą opiekę. Oczywiście wyleczenie nogi będzie mnie jeszcze kosztować sporo pracy.

A w kontekście piłki?

Jeden lekarz powiedział: „Spokojnie, jeszcze będziesz kopał” (śmiech). Bardziej jednak traktuję to na pół serio. Tak naprawdę planowałem, by sezon 2012/2013 był ostatnim, w jakim gram czynnie. Potem chciałem oficjalnie zakończyć karierę. Marzyłem nawet, że uda mi się skończyć przygodę z piłką tam, gdzie się zaczęła, w Bytovii. Pech chciał, że wszystko potoczyło się inaczej i wszystko było kwestią nie wyboru, a konieczności.

Czyli z futbolem koniec?

Z tym wyczynowym na pewno tak. Po takim urazie pewnie nawet nie będę mógł poodbijać piłki w turniejach dla oldboyów, choć bardzo bym chciał, bo to zawsze okazja spotkać się ze znajomymi z boiska.

Nie będzie trudno się z tym pogodzić?

Karierę miałem bogatą i tak naprawdę swoje się już nagrałem przez te wszystkie lata. Chyba więc raczej bez większego żalu zawieszę buty na kołku. Przyznam, że rywalizacja na boisku była już ponad moje siły. Mam 45 lat, więc i tak mogę dziękować losowi, że tak długo cieszyłem się uprawianiem futbolu.

Z „bytowskiej piłki” znikniesz zupełnie?

Tego bym nie chciał, bo jeśli coś kochasz, to nie da się z tego zupełnie zrezygnować. Już ostatnio w Uranii byłem grającym trenerem, więc chyba nadeszła pora, żeby właśnie temu się poświęcić. Póki co, jestem w Udorpiu, ale chciałbym zmienić otoczenie. Czas pokaże, gdzie będę kontynuował przygodę z „trenerką”.

Rozmawiał Daniel Zakrzewski

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do