Strażacy z OSP Borzytuchom odpowiadają: Jest inaczej, niż mówi wójt

- Jest trochę inaczej, niż mówi wójt - mówią rozgoryczeni strażacy, którzy w wyniku konfliktu z wójtem zrezygnowali z brania na siebie odpowiedzialności za wóz strażacki jednostki OSP Borzytuchom.

W papierowym wydaniu „Kuriera Bytowskiego” w artykule „Nie chcą prowadzić strażackich wozów” pisaliśmy o rezygnacji trzech członków OSP Borzytuchom z dotychczasowej funkcji kierowcy. Okazało się, że to pokłosie wypadku sprzed pół roku i złych relacji z wójtem gminy Borzytuchom. Chodzi m.in. o zakres i kwotę ubezpieczenia ochotników, którzy biorą udział w akcji oraz obarczanie ich odpowiedzialnością za to, że samochody wyjechały nie do końca sprawne. - Wójt mija się z prawdą, mówiąc, że na wskazanie winnych musimy poczekać, bo wciąż nie zakończono postępowania wyjaśniającego. Postanowienie w tej sprawie zostało wydane już w kwietniu. Prokurator stwierdził, że samochody uległy awarii po wyjeździe z remizy do działań ratowniczych i kierowcy w żaden sposób nie przyczynili się do tego zdarzenia. Nikogo też nie ukarano mandatem - wyjaśnia jeden z członków zarządu OSP Borzytuchom. Strażacy mają też uwagi do innych stwierdzeń wójta, które padały w poprzednim artykule. - Wójt stwierdził, że jeden z kolegów otrzymał w ramach ubezpieczenia 1,7 tys. zł. To nie jest prawda, bo wypłacona kwota w ramach ubezpieczenia gminnego to 200 zł. Pozostałe 1,5 tys. zł to zwrot kosztów poniesionych na rehabilitację. O wypłatę tej kwoty musieliśmy się sami postarać. Od lutego sami opłacamy dodatkową składkę ubezpieczenia, na którą się składamy. Mamy rodziny i dzieci, a wypadek potwierdził, że służba może być niebezpieczna, dlatego zdecydowaliśmy się na wyższą kwotę ubezpieczenia niż ta, którą płaci gmina. Wójt wyliczył, że straty spowodowane wypadkiem wyniosły 100 tys. zł. Tak naprawdę naprawa nowego wozu kosztowała ok. 35 tys. zł. Stary pojazd nie była wart więcej niż 20 tys. zł, dlatego prawdziwe straty to najwyżej 55 tys. zł, góra 60 tys. zł - mówi borzytuchomski strażak.