
- Potrąciłem kobietę w ciąży. Nie wiem, czy przeżyje. Potrzebuję pieniędzy, bo inaczej pójdę do więzienia na 8 lata - płakał w słuchawce mężczyzna. - Byłam pewna, że to mój wnuczek. Zrobiłabym wszystko, aby mu pomóc - mówi mieszkanka ul. Kochanowskiego w Bytowie. 85-latka była dosłownie o krok od wręczenia oszustowi reklamówki z kilkunastoma tysiącami gotówki. Nie zrobiła tego dzięki trzeźwo myślącemu sąsiadowi, który udaremnił próbę oszustwa metodą „na wnuczka”.
Nawet w spokojnym i wydawałoby się bezpiecznym Bytowie można paść ofiarą wyrafinowanego oszustwa. Przekonała się o tym mieszkanka ul. Kochanowskiego. - Wspólnie z rodziną i sąsiadką siedzieliśmy w pokoju i oglądaliśmy skoki narciarskie. Właśnie skończyła się pierwsza seria, gdy zadzwonił nasz telefon stacjonarny. Odebrał go syn, który mieszka ze mną. W słuchawce słychać było lament i płacz. Syn powiedział, że nie rozumie i spytał, o co chodzi. W pewnym momencie głos w telefonie powiedział: „Daj mi babcię”. Gdy syn podawał mi telefon, powiedział, że to chyba Mariusz, jeden z moich wnuków. Zapytałam: „To ty, Mariusz?”. „Tak, to ja” - odpowiedział zdenerwowanym i płaczącym głosem. Byłam pewna, że rozmawiam ze swoim wnukiem. Zapytałam, co się stało - starsza kobieta relacjonuje rozmowę z oszustami.
„Babciu, potrąciłem kobietę w ciąży. Chyba na śmierć. Ja mam złamaną rękę i jestem teraz na posterunku” - usłyszała dramatyczną informację kobieta. - Zapytałam, co z jego dziećmi i żoną. Odpowiedział, że dzieci są na izbie przyjęć, a żona w szpitalu. Nogi się pode mną ugięły. Jestem chora na cukrzycę i mam problemy z sercem. Myślałam, że zaraz zawału dostanę - opowiada kobieta. W tym czasie w pokoju rozmowie przysłuchiwało się kilka osób. - Oprócz mojego syna był u mnie drugi wnuk ze swoją narzeczoną i synową, a także sąsiadka. Po krótkiej rozmowie osoba, która podawała się za wnuka Mariusza, powiedziała, że przekazuje telefon policjantowi, który jest z nim. Inny mężczyzna mówił, że jeżeli przekażemy pieniądze, poszkodowana nie złoży zawiadomienia i prokuratura nie zajmie się tą sprawą. A jak kobieta przejdzie leczenie i przeżyje, nie wystąpi o odszkodowanie - relacjonuje kobieta.
Przestępcy wykazywali się sprytem, szybko reagując na zmieniającą się sytuację. - Mężczyzna podający się za policjanta, prawdopodobnie słysząc rozmowy w tle, zaczął wypytywać, kto jeszcze jest ze mną. Kazał sąsiadce wracać do domu, zastrzegając, że nikomu nie ma o tym rozpowiadać. Wnukowi, który był u mnie z narzeczoną i mamą, kazał wsiąść do samochodu i przyjechać na posterunek policji w Słupsku, gdzie miało dojść do tego wypadku - opowiada 85-latka. Kobieta ostatecznie została w domu sama z niepełnosprawnym synem. W ten sposób przestępcy nie tylko pozbyli się świadków, ale również przejęli kontrole nad mieszkanką Bytowa. Przed wyjazdem do Słupska wnuk starszej kobiety podał oszustom swój numer telefonu. Dzięki temu dzwonili do niego, dopytując, ile kilometrów zostało mu jeszcze do celu. - Wiedzieli, że jak wnuk dojedzie do Słupska, wyjdzie na jaw ich oszustwo. Robili wszystko, aby do tego czasu odebrać pieniądze - opowiada mieszkanka Bytowa.
Kończąc pierwszą rozmowę, powiedzieli, że skontaktują się za chwilę. 85-latka próbowała dowiedzieć się czegoś więcej o wypadku. Aby telefon stacjonarny nie był zajęty, z drugiego telefonu, komórkowego, zadzwoniła do drugiego syna, ojca wnuka, który miał rzekomo doprowadzić do potrącenia kobiety w ciąży. - Mimo kolejnych prób połączenia jego telefon cały czas był zajęty. Pomyślałam, że mój syn rozmawia tak długo właśnie z Mariuszem. Byłam na sto procent pewna, że doszło do wypadku - mówi kobieta. Dopiero po fakcie okazało się, że powód był inny. - Syn właśnie w tym momencie rozmawiał z wnukiem, ale w tym czasie ten był na spacerze z dziećmi w zupełnie innym mieście - mówi mieszkanka Bytowa.
Zdenerwowana kobieta, nie wiedząc, co ma zrobić, postanowiła poprosić o pomoc sąsiada. - Miałem inne plany, ale słysząc jej zdenerwowany głos, poszedłem sprawdzić, co się dzieje. Gdy wszedłem do mieszkania, sąsiadka rozmawiała właśnie przez telefon z włączoną funkcją głośnomówiącą. Nie odzywając się, zacząłem przysłuchiwać się rozmowie. Mężczyzna w słuchawce zaczął mówić o pieniądzach. Gdy sąsiadka powiedziała, że nie ma dużo gotówki, zażądał, by dała tyle, ile ma. Dopytywał, czy posiada kosztowności, jakieś złoto. Też miała je włożyć do reklamówki. Wtedy zapaliła mi się kontrolka. Byłem prawie pewien, że to próba oszustwa - mówi sąsiad. Nie czekając długo, postanowił poinformować o wszystkim policję. - Aby nie płoszyć przestępców, wyszedłem do kuchni. O godz. 17.43 zadzwoniłem na policję i spytałem dyżurnego, czy doszło do jakiegoś groźnego wypadku. Usłyszałem, że nie. Poprosiłem o sprawdzenie, czy taki miał miejsce w Słupsku. Gdy byłem w kuchni, w tym samym czasie sąsiadka ze swoim synem pakowała do reklamówki pieniądze, które chcieli wręczyć oszustom. W pewnym momencie ci zadzwonili jeszcze raz spytać, czy pieniądze są gotowe. Ponownie zadzwoniłem na policję i powiedziałem, że mogę przystawić telefon, aby przysłuchali się rozmowie. Przez kilka minut słuchali, jak sąsiadka rozmawia z przestępcami, którzy chcieli wyłudzić od niej pieniądze. Kończąc rozmowę, oszuści zapowiedzieli, że za 10 do 15 min po reklamówkę z pieniędzmi zgłosi się kurier. Wtedy wyszedłem ze swoim telefonem i zapytałem policjanta, czy słyszał i poprosiłem, aby kogoś przysłali, żeby zabezpieczyć teren i złapać ich na gorącym uczynku. Policjant powiedział, że zaraz ktoś przyjedzie. Zaraz potem zszedłem na podwórko. W poświacie latarni ulicznych na ul. Kochanowskiego widziałem, że przy bramie ktoś się kręci. Podejrzewałem, że to kurier, który przyszedł po pieniądze. Tuż przed godz. 17.00 zadzwoniłem jeszcze raz na policję, prosząc o szybki przyjazd. Powiedziałem, że on już tu jest. Rozłączyłem się, gdy zobaczyłem w drzwiach klatki schodowej syna sąsiadki. W ręku trzymał reklamówkę z pieniędzmi. Powiedziałem, że nie ma ich dawać. Wtedy podszedł do nas młody, ok. 30-letni mężczyzna. Powiedział, że to on miał się zgłosić po tę reklamówkę i podał swój telefon synowi sąsiadki, który wciąż trzymał w reku siatkę. W słuchawce po raz kolejny usłyszeliśmy głos mężczyzny, który rozmawiał z sąsiadką wcześniej. Kazał przekazać reklamówkę z pieniędzmi. Sąsiad już chciał ją dać, ale postanowiłem to przerwać. Wziąłem do ręki telefon tego kuriera i powiedziałem, że chcę najpierw rozmawiać z Mariuszem. Odezwał się jakiś głos podający się za wnuka sąsiadki. Powiedziałem, że nie jestem pewien, z kim rozmawiam. Zapytałem, czy jest już u nich Wojtek, czyli drugi wnuk, który wcześniej pojechał do Słupska. Gdy powiedzieli, że jest, poprosiłem o rozmowę. W słuchawce usłyszałem jakiś głos z pytaniem, kim jestem. Po chwili znowu odezwała się osoba podająca się za policjanta. Zapytał, czy tak chcę szafować czyimś życiem. Odpowiedziałem, że jeżeli Wojtek nie dojdzie do telefonu, żadnych pieniędzy nie dam. Głos w słuchawce kazał oddać telefon kurierowi. Próbując wydłużyć rozmowę, licząc, że przyjedzie prawdziwa policja, udawałem, że nie usłyszałem, co powiedział. W końcu musiałem oddać kurierowi jego telefon. Mężczyzna nie zdążył przyłożyć słuchawki do ucha, gdy ktoś w niej rzucił: „Spier...”. Wysłannik oszustów, nie czekając, odwrócił się i zaczął uciekać. Odruchowo zacząłem go gonić. Gdy mężczyzna wybiegł z podwórka, omal nie wpadł pod samochód jadący ul. Kochanowskiego. Nic mu się jednak nie stało. Szybko zniknął między blokami. Na szczęście reklamówka z pieniędzmi została w moich rękach - opowiada sąsiad kobiety, która omal nie straciła oszczędności swoich i najbliższej rodziny. Mężczyzna, dzięki któremu mieszkanka nie została oszukana, jest zawiedziony działaniem policji. - Funkcjonariusz pojawił się dopiero po ok. 20 min po tym, jak mężczyzna uciekł. To była wyjątkowa okazja, aby złapać oszustów. Gdyby policja stanęła w bramie 20 min wcześniej, przestępca znalazłby się w potrzasku - mówi mieszkaniec Bytowa.
Kobieta dziś nie może uwierzyć, że omal nie padła ofiarą oszustów. - Wiele razy słyszałem o metodzie „na wnuczka”. Gdy rozmawiałam z tymi oszustami, nawet miałam podejrzenia, ale za wszelką cenę chciałam pomóc wnukowi. Potem okazało się, że sami podawaliśmy informacje, które przestępcy wykorzystywali, aby się uwiarygodnić. Do tego doszło zdenerwowanie i człowiek przestaje logicznie myśleć. Czasami warto poprosić o pomoc kogoś, kto na wszystko spojrzy spokojniej - mówi mieszkanka ul. Kochanowskiego.
O stanowisko w tej sprawie poprosiliśmy bytowskich policjantów. - Dyżurny bytowskiej komendy w niedzielę o godz. 17.51 otrzymał zgłoszenie od mężczyzny, że w rejonie ul. Kochanowskiego w Bytowie może znajdować się mężczyzna mający związek z oszustwem metodą „na wnuczka”. Na miejsce natychmiast skierowani zostali funkcjonariusze, w tym również nieumundurowani, którzy już o godz. 17.55 sprawdzali rejon, w którym oddalił się mężczyzna opisywany przez zgłaszającego. Obecnie policjanci prowadzą intensywne działania, które mają na celu ustalenie danych personalnych osoby opisywanej w zgłoszeniu - napisał w mailu do naszej redakcji Damian Chamier Gliszczyński, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Bytowie.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!