
Jak się okazuje, jeden przedsiębiorca płaci za zajęcie pasa drogowego, drugi, jego sąsiad, uiszcza do kasy miejskiej opłaty wylicytowane w przetargu. Tymczasem oboje zajmują część tego samego fragmentu rynku. Jakim cudem?
Nie wiadomo, kiedy sprawa ujrzałaby światło dzienne, gdyby nie projekt uchwały, który trafił 21.12. na sesję Rady Miejskiej. Burmistrz proponował w niej, by dawną ulicę stanowiącą dziś część rynku wyłączyć z ewidencji dróg gminnych. Chodzi o pas między kamienicami a kwartałami zieleni z drzewami robinii. Stoi na nim wiata restauracyjna, a nieco dalej latem również budka z lodami. Przed przebudową prowadziła tam jedna z asfaltowych ulic okalających rynkowy park. Mimo że od zmian na głównym miejskim placu minęło 9 lat, ratusz nie uregulował statusu tej ulicy. Jak się okazuje, działka, na której wytyczono ulicę, ciągle pozostaje w ewidencji jako droga publiczna. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby miasto nie pozwoliło na jej dzierżawę pod budkę lodami, a w zasadzie na to, że opłaty dzierżawne zostały wylicytowane w przetargu. Tak być nie powinno, co na wspomnianej sesji przyznała miejska prawnik Danuta Gawarecka. Oczywiście droga publiczna może zostać oddana pod działalność gospodarczą, ale na zasadzie użyczenia pasa drogowego. Ta procedura zaś nie odbywa się w trybie przetargowym, lecz na zasadzie decyzji urzędnika. Ale nie chodzi tylko o procedury. Okazuje się, że kwota za zajęcie pasa drogowego jest inna niż za dzierżawę pod budkę z lodami. - Czy to jest równe traktowanie przedsiębiorców? Sprawa budzi duże wątpliwości - komentował na sesji radny Tomasz Franciszkiewicz. Radny zwrócił się też do burmistrza o wyjaśnienie.
- Jeżeli doszło do nieprawidłowości, to niezwłocznie po sesji wszystko wyjaśnimy - zadeklarował burmistrz Ryszard Sylka.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!