
Przez pierwszą połowę swoich dziejów zakład państwowy, przez drugą spółka akcyjna i ostatnio sp. z o.o. Firma przy ul. Szarych Szeregów w Bytowie obchodzi 45-lecie.
Mimo wdrażania nowoczesnych jak na tamte czasy technologii fabryka borykała się też z licznymi problemami. Przede wszystkim doskwierały braki części zamiennych do maszyn. - Wszyscy mieli kłopot z ich zdobyciem. Szczególnie trudno było z częściami do prościarek produkcji enerdowskiej. Najbardziej brakowało kół zębatych stożkowych. Dlatego oprócz sprowadzania ich od producenta z NRD zlecaliśmy ich wykonanie innym zakładom w kraju. Brakowało też części do zgrzewarek punktowych, o bezpiecznikach nie wspominając. Całe tworzywo pochodziło z zagranicy, o nie też musieliśmy walczyć - wspomina K. Pałubicki.
Z czasem budynki dzisiejszego Wirelandu powiększyły się dzięki samym pracownikom. - Projektantów fabryk obowiązywały normy, np. toaleta damska miała być na tyle i tyle kobiet, stołówka na określoną liczbę pracowników. A chcieliśmy mieć taką, która przyda się nie tylko na śniadanie, odgrzanie mleka czy kawę. Pracownicy chcieli na miejscu zjeść obiad. Dlatego w ramach czynu społecznego postawiliśmy zupełnie nowy obiekt, w którym teraz znajduje się restauracja „Zagoda”. Zawarliśmy umowę z Wojewódzką Spółdzielnią Spożywców. Ona nas obsługiwała, kupowała produkty, gotowała obiady, zatrudniała pracowników, a my te obiady jedliśmy - tłumaczy emerytowany wicedyrektor.
Zmiany własnościowe ZAGOD-u przyszły wraz ze zmianą ustroju w 1990 r. Z firmy państwowej zmienił się w spółkę aukcyjną. Jednocześnie z racji na główne tworzywo wykorzystywane w produkcji - drut (po angielsku „wire”) - firmę przechrzczono na Wireland. Część akcji pracownicy otrzymali za darmo, część mogli kupić, a resztę nabyły inne osoby. W tym nowym kształcie szybko zaczęło dochodzić do nieporozumień. 12.07.1990 r. doszło do strajku. W dramatycznych okolicznościach ok. 60 pracowników firmy wywiozło na taczce i wyrzuciło ówczesnego dyrektora. Według związkowców i byłych pracowników firmy ten próbował się bronić rozbitą butelką grożąc wszystkim, którzy chcieli do niego podejść. Nasi rozmówcy ze względu na wieloletnie procesy sądowe prowadzone potem z wyrzuconym dyrektorem, nawet dziś nie chcą ujawniać swoich nazwisk opowiadając o tych wydarzeniach. W szarpaninie złamano mu rękę po czym obezwładniono, wsadzono na taczkę i wyrzucono przed firmą.
Mniej więcej w tym czasie pakiet kontrolny akcji Wirelandu skupiło w swoich rękach kilka osób. To one przejęły władzę nad firmą. Fabryka odbiła się od dna. W latach 1996-1998 r. osiągała zyski na poziomie 3-5 mln zł rocznie. Produkowano m.in. dla sieci IKEA.
O Wirelandzie znów zrobiło się głośno w 2006 r., kiedy rozpoczął wojnę z niemieckim koncernem Wanzl, konkurentem na rynku wyposażania sklepów. Poszło o regały Solid York. - Niemcy oskarżyli nas o przywłaszczenie ich patentu. Głównie chodziło o nóżki, na których stoi regał - wyjaśnia obecny prezes Henryk Recław. Do czasu rozstrzygnięcia sprawy bytowiakom zabroniono sprzedaży regału w Anglii, Danii, Francji i Niemczech. - Zdecydowałem się go wytwarzać za namową Anglików. Mimo procesu i tak dalej go produkowaliśmy i sprzedawaliśmy, ale w trochę innej formie. Zmieniliśmy nieznacznie kształt nóżek. Owszem, nasz regał mógł przypominać niemiecki, ale to był nasz pomysł. Przyznam szczerze, że walka z niemieckim koncernem nas wykrwawiła. Niektórzy nie wytrzymali psychicznie i odeszli. Po trzech latach, w 2009 r. sąd uznał, że jesteśmy niewinni. Mimo to baliśmy się, by nie było odwołań od wyroku. Na szczęście dla nas Wanzl odpuścił - przypomina H. Recław.
Mimo to firmie nie udało się odrobić strat. Dlatego w 2011 r. powołano do życia nową spółkę, Wireland Sp. z o.o. Od poprzedniej przejęła majątek i profil działalności. Dotychczasowy asortyment, tj. wyposażenie sklepów, wyroby reklamowe, osłony śmietnikowe, poszerzono o ogrodzenia oraz kosze gabionowe.
Dziś obroty Wirelandu miesięcznie sięgają nawet 2,1 mln zł. W firmie pracuje 150 osób. Być może za kilka miesięcy zatrudnienie wzrośnie o kolejnych 50-70 pracowników. - Wszystko zależy od tego czy uda nam się podpisać kontrakt warty 37 mln zł z Żabką Polska. Pracujemy nad umową i staramy się przekonać właściciela sklepów Żabka i marketów Freshmarket, by zlecił nam wyposażenie swoich sklepów. Myślę, że już po nowym roku powinniśmy wiedzieć jaka jest decyzja klienta - zapowiada H. Recław.
Bytowska firma obsługiwała m.in. już takie sklepy jak Piotr i Paweł, Intermarche oraz wielu klientów detalicznych. Wireland wyposażał też np. warszawską operę, a stojaki reklamowe kupowały m.in. Coca Cola oraz Sony. Dziś Wireland szykuje się do wejścia na rynek włoski. - Chcemy otworzyć tam sieć hurtowni, by móc właśnie na tamtym rynku po niższych cenach sprzedawać nasze produkty. Można powiedzieć, że idziemy w ślady Druteksu, który już jakiś czas temu zainteresował się Włochami - mówi prezes firmy.
13.12. w przyzakładowej restauracji „Zagoda” obchodzono jubileusz 45-lecia firmy. Oprócz władz samorządowych i prezesów największych bytowskich przedsiębiorstw przyszli pracownicy Wirelandu, wśród nich również ci pracujący od samego początku - Tadeusz Pucelik i Franciszek Recław. Były kwiaty, prezenty i podziękowania. Pracownikom z co najmniej 30-letnim stażem pracy wręczono również pamiątkowe dyplomy.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie