Reklama

Nasz ślad w bazylice

17/05/2014 15:58

Mało kto wie, że część fresków bazyliki w Licheniu powstawała w Kleszczyńcu, a modelami byli m.in. członkowie zespołu kaszubskiego „Jasień”. Ich autorami są Hanna Haponiuk i jej mąż Waldemar.


W ciągu trzech lat to mieszkające w Gdyni małżeństwo freskami pokryło setki metrów kwadratowych wnętrz Sanktuarium Maryjnego w Licheniu. Zaczęło się od udziału w konkursie. - O tym, że szukają artystów dowiedziałam się od dawnego nauczyciela. Pojechałam więc i pokazałam namalowanego przez siebie anioła. Przygotowałam też projekt nad ołtarz i naniosłam na niego poprawki według sugestii pani architekt. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Od razu poszłyśmy do księdza Makulskiego, który po godzinnej rozmowie dał mi to zlecenie - wspomina początki pracy w licheńskiej bazylice H. Haponiuk, córka malarza, który przed laty założył w Kleszczyńcu galerię „Heps”.


Latem 2002 r. przeniosła się z mężem do Lichenia, gdzie zaczęli od wykonania olbrzymiego fresku z aniołami nad ołtarz główny. - Trwało to pół roku z przerwami na posiłki i sen. Anioły wydają się niewielkie, ale w rzeczywistości każda z postaci jest rozmiarów dorosłego człowieka. Poza tym trzeba było inaczej skalować, by z dołu ludzie mogli dostrzec szczegóły, a tych pani architekt Barbara Bielecka chciała mieć na obrazach mnóstwo - wspomina H. Haponiuk. I tak po namalowaniu poszczególne fragmenty fresków najpierw wędrowały na swoje miejsce po kilkumetrowym rusztowaniu, by ściągać je znowu do poprawki, bo nie było z dołu widać np. łąki pełnej maków czy niezapominajek albo fałdów i bogatych zdobień szat. - Na szczęście praca szła dość sprawnie dzięki umiejętnościom męża. Projekty tworzone w komputerze za pomocą rzutnika wyświetlał na wielkich akrylowych płytach, na których potem powstawały malowidła. Z pomocą tej technologii nanosiliśmy też poprawki - najpierw robiliśmy je w komputerze, potem wyświetlaliśmy na fresku i od razu widzieliśmy, co trzeba skorygować. Tylko dzięki temu udało się wykonać wszystkie malowidła w 3, a nie w 10 lat - wspomina malarka.


Po wywiązaniu się z pierwszego ze zleceń otrzymali kolejne. W bazylice, pracując jednocześnie z blisko setką innych artystów, spędzili więc kolejne 2,5 roku. Czasami, w poszukiwaniu wytchnienia od panującego non stop we wnętrzach kościoła rozgardiaszu, zabierali pracę do domu w Gdyni oraz do rodziców w Kleszczyńcu. - Ciężko tam było o skupienie. W Licheniu jednocześnie kładziono posadzki, złocono kolumny, tworzono sztukaterie, freski, malowano i wykonywano wiele innych prac. Dlatego część płyt przygotowanych na freski ciężarówką dostarczono nam do Kleszczyńca, skąd w ten sam sposób odbierano gotowe. To było możliwe dzięki zaufaniu zleceniodawców. Wiedzieli, że wszystko zrobimy dobrze i na czas - wspomina pani Hanna.


Pobyt na naszej wsi artyści wykorzystywali też tworząc projekty malowideł. Tak powstał m.in. Bóg Ojciec oraz Mojżesz. - Wiąże się z tym zabawna historia, bo modelem był mój tata. Ubraliśmy go w powłóczyste szaty i pojechaliśmy w ładne miejsce. Śmiechu było co niemiara, gdy tata wyglądający jak biblijny prorok pozdrowił po drodze zdziwionych policjantów - wspomina. Te zdjęcia z plenerów na łąkach w Kleszczyńcu bardzo pomogły w wykonaniu olbrzymiej, dużo większej od dorosłego człowieka postaci Boga. - Kłopot mieliśmy głównie ze skalowaniem. Niełatwo malowało się ogromne dłonie czy głowę. Na szczęście dzięki zdjęciom zrobionym tacie w odpowiedniej pozie było prościej, choć w ostatecznej wersji wydał się pani Barbarze zbyt ludzki. Postaci na fresku musieliśmy więc z mężem dodać boskości, uczynić ją nie z tego świata. Mimo to nadal umiemy na nim rozpoznać tatę - śmieje się malarka. Podczas innego z plenerów na terenie gminy Czarna Dąbrówka modelami były osoby ubrane w stroje Zespołu Pieśni i Tańca „Jasień”. - Pomysł z wykorzystaniem regionalnych strojów był odgórny. Pani architekt tak skomponowała całą bazylikę, aby znalazło się w niej jak najwięcej rodzimych elementów, polskiej flory i fauny oraz właśnie ornamentyki ludowej. Pomyśleliśmy wtedy z mężem, że nie ma sensu wymyślać strojów, skoro takie są na miejscu. Zrobiliśmy więc zdjęcia dorosłym i dzieciom - mówi H. Haponiuk. Powstające również w Kleszczyńcu freski z Kaszubami zawisły w jednej z kaplic. Przedstawiają poświęcenie obrazu Matki Boskiej Licheńskiej. Autorzy zapewniają, że osoby, które im do nich pozowały, na pewno rozpoznają się na zdjęciach. To m.in. Dariusz Narloch z żoną i dziećmi. - Gdy Hania nas poprosiła chętnie się zgodziliśmy, bo to fajna przygoda. Potem ustawiała nas w różnych pozach - rozmodlonych, skupionych. Układała też osobno dłonie w różne gesty. Poza satysfakcją, że nasze wizerunki znajdą się w takim miejscu, to czułem też dumę, że ubierając stroje przyczyniamy się do promowania Kaszub - mówi D. Narloch. Oprócz jego rodziny artyści prosili o pomoc również pozostałych bliskich i przyjaciół. - Mamy nadzieję, że w ten sposób uwieczniliśmy ich nawet na setki lat, bowiem akrylowe płyty i farby są wieczne - śmieją się artyści.


[gallery link="file" ids="9702,9703,9704,9701"]

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do