O tym, że hojność nie zawsze świadczy o dobrych intencjach, na własnej skórze przekonali się mieszkańcy Ugoszczy. Za prezenty w postaci odkurzacza i żelazka przyszło im zapłacić ponad 4,5 tys. zł!
To kolejny przypadek nieuczciwych praktyk stosowanych przez firmy organizujące publiczne pokazy swoich produktów. Tym razem przedsiębiorcy z Poznania pod koniec marca zaprosili kilkudziesięciu mieszkańców Ziemi Bytowskiej do jednej z restauracji w Bytowie. - Jesteśmy emerytami, mamy dużo czasu, dlatego skorzystaliśmy z zaproszenia. Chcieliśmy dowiedzieć się czegoś o właściwościach wełnianych kołder sprzedawanych przez tę firmę - mówi Edmund Jarzębiński z Ugoszczy. Na miejscu okazało się, że dodatkową atrakcją pokazu była loteria przeprowadzona wśród uczestników. - Na sali oprócz nas siedziało ok. 30 osób. Po prezentacji ogłoszono numery nagrodzonych losów. Z żoną wylosowaliśmy żelazko i odkurzacz. Ucieszyliśmy się. Kazano nam je odebrać po pokazie. Oprócz nas, wśród zwycięzców znalazły się jeszcze 4 inne pary. Jak tłumaczono, aby łatwiej było przenieść prezenty, podjechali swoim samochodem pod nasze i przełożyli do bagażnika. Zdziwiłem się, gdy oprócz kartonu z odkurzaczem i żelazkiem zapakowano nam również zestaw kołder. Powiedzieli, że to dodatek do wygranej. Zaraz potem podsunęli do podpisania kartkę, na której miałem pokwitować odbiór nagród. Było ciemno, a do tego źle widzę. Nie wczytując się w treść podpisałem podsunięte mi kartki - opowiada 77-letni mieszkaniec Ugoszczy.
Jednak po dotarciu do domu radość z wygranych prezentów szybko zamieniła się w gniew. - W domu ubrałem okulary i przyjrzałem się kartkom, które dostałem wraz z prezentami. Okazało się, że to umowy sprzedaży zestawu kołder za ponad 4,5 tys. zł. Dopiero wtedy złapałem się za głowę, co zrobiliśmy - mówi rozgoryczony E. Jarzębiński. Do każdej z umów zszywaczem przypięto paragony. Jeden na 3,5 tys. zł za zestaw kołder, a drugi na 1 tys. zł za dwie poduszki. Wynikało z nich, że odkurzacz i żelazko nieświadomi nabywcy w rzeczywistości kupili za rażąco zaniżoną cenę, bo ok. 1,5 zł, ale w zestawie z kołdrami i poduszkami, traktując to jak tzw. sprzedaż wiązaną. - Nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić. Za radą córki na adres firmy wysłaliśmy pismo z wypowiedzeniem umowy sprzedaży kołder. Zrobiliśmy to w ostatniej chwili, bo okazało się, że mieliśmy na to 7 dni - mówi E. Jarzębiński. Ale to nie zakończyło sprawy, bo po paru dniach do domu mieszkańców Ugoszczy zapukał listonosz. - Dostaliśmy dwie koperty z harmonogramem spłaty dwóch kredytów. Okazało się, że przy okazji zakupu kołder zawarliśmy umowę na dwa kredyty - mówi E. Jarzębiński. Z pisma nadesłanego przez jeden z banków wynikało, że mieszkaniec Ugoszczy miał przez trzy lata płacić za kołdry co miesiąc dwie raty. Jedną w wysokości 125,09 zł, a drugą 35,63 zł. Po podliczeniu rat okazało się, że w rzeczywistości kołdry miały ich kosztować ponad 5,7 tys. zł! - Nie chciałem ich kupować. Wziąłem je, bo przekonywano mnie, że to prezenty. A teraz miałem za nie płacić przez kolejne trzy lata - mówi E. Jarzębiński. Skontaktował się z najbliższym przedstawicielstwem banku w Kościerzynie. - Gdy przyjechałem pracownik banku powiedział, że mam szczęście, bo to ostatni dzień, w którym bez konsekwencji mogę odstąpić od umowy kredytu. Złożyłem pismo, które zostało wysłane do siedziby banku. Na razie czekam na odpowiedź - mówi E. Jarzębiński.
Mieszkaniec Ugoszczy poczuł się oszukany, dlatego w tym tygodniu zgłosił sprawę bytowskiej policji. - Poradzili mi, abym odesłał wszystko, co od nich dostałem, i powiedzieli, że zajmą się sprawą gdy okaże się, że firma nie będzie chciała rozwiązać umowy sprzedaży - mówi E. Jarzębiński, zapowiadając, że teraz będzie ostrzegał wszystkich swoich znajomych przed udziałem w pokazach i pochopnym podpisywaniem pism.
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Komentarze opinie