
11.06.1992 r. do sprzedaży trafił pierwszy numer „Kuriera Bytowskiego”. Od 30 lat, wyłączając okres między Bożym Narodzeniem a Sylwestrem, wychodzimy co tydzień. W sumie dotąd wydaliśmy 1519 numerów.
Z gazetą wystartowaliśmy w bardzo ciekawych czasach. Polska zaczynała budować się na nowo. Demokratyzująca się, z rozkręcającą się wolną przedsiębiorczością i nowym życiem społecznym. Było o czym pisać, co fotografować. Ludzie złaknieni informacji po dekadach cenzury pochłaniali to, co ukazywało się drukiem w stopniu nieporównanie szerszym niż dziś. Staraliśmy się pokazać nasz bytowski świat od różnych stron, ucząc się go przy okazji, poznając jego zakamarki. Zmieniała się forma gazety, jej objętość i... siedziba. Przez naszą redakcję przewinęło się kilkadziesiąt osób, część na etatach, najczęściej jako współpracownicy. Jedno pozostawało niezmienne - skupianie się na lokalności. Kręciliśmy się zawsze wokół komina, sięgając nie dalej niż kilkadziesiąt kilometrów od bytowskiego rynku. Tej zasadzie jesteśmy wierni do teraz.
Czasy się jednak zmieniają. Dziś informacje o Bytowie i okolicy dostępne są w różnej formie i miejscach. Publikują je ludzie prywatni, instytucje, firmy, portale i redakcje. Mimo to ciągle o wielu sprawach nasi Czytelnicy po raz pierwszy dowiadują się z łamów „Kuriera Bytowskiego”, wiele tematów poszerzamy, staramy się spojrzeć z różnych stron. Ciągle też naszą redakcję odwiedzają Czytelnicy, osoby skarżące się, że zostały pokrzywdzone, wskazujące ważny problem, uważające, że należy coś nagłośnić. To daje nam przekonanie, że ciągle jesteśmy potrzebni.
Za te 3 wspólne dekady dziękujemy wszystkim, którzy pisali i piszą na naszych łamy, osobom zaangażowanym w kolportaż i sprzedaż naszego tygodnika, a najbardziej Czytelnikom, którzy nie tylko wspierają nas, płacąc za każdy kupiony egzemplarz, ale przede wszystkim stanowią sens naszego istnienia. Dziękujemy też reklamodawcom i wszystkim, którzy nam dobrze życzą, otwierają swoje domy, firmy, biura, dzieląc się informacjami, pozwalając zajrzeć do swojego życia, pasji, pracy...
Swoją kolekcję „Kuriera Bytowskiego” Michał Tandecki z Łąkiego (gm. Lipnica) zaczął od numeru 131 z 1994 r. - Mniej więcej w tym czasie, czyli w 1994 r., redakcja przeprowadziła ankietę dotyczącą tego, jak gazeta ma wyglądać, co zawierać. Wypełniłem ją i odesłałem - opowiada M. Tandecki. Wśród osób, które dostarczyły ankietę do redakcji, rozlosowano nagrody. - Główną był mikser. Dobrze to pamiętam, bo trafił do mnie - śmieje się M. Tandecki, dodając: - W sumie to służy mi do dziś.
Od tego momentu nasz Czytelnik z Łąkiego regularnie zaczął kupować i kolekcjonować poszczególne wydania, które odkładał na półkę. - Ta po czasie okazała się za mała. Egzemplarze zaczęły więc trafiać do kartonów - mówi M. Tandecki. W sumie do teraz zgromadził ich ponad 1380. - Kupując nowy, czytanie zaczynam od pierwszej strony i tak do ogłoszeń drobnych. Nie mam swojej ulubionej rubryki, ale do dziś pamiętam cykl artykułów Romana Bułki o pszczołach. W tym czasie sam zaczynałem swoją przygodę z tymi owadami. Internet jako źródło informacji dopiero raczkował, w bibliotekach też próżno było szukać szerszej literatury na ten temat - opowiada M. Tandecki. Poza czytaniem pasjami wypełnia krzyżówki, i to z sukcesami. - Bywało, że nawet kilka razy w roku wygrywałem nagrody książkowe - mówi M. Tandecki.
W jego kolekcji jest także numer 134 z 1995 r. Ten jest ważny zwłaszcza dla Natalii Wałdoch z Bytowa. Na ostatniej stronie umieściliśmy zdjęcie dziewczynki (patrz galeria) próbującej przejść przez kałużę. W podpisie napisaliśmy: „No tak, nawet przed przejściem przez jezdnię trzeba sprawdzić głębokość kałuży. A nuż okaże się, że w jezdni jest dziura i wody będzie po kolana”. Prawda okazała się jednak zupełnie inna. Po 27 latach opowiedziała ją nam dziewczynka ze zdjęcia N. Wałdoch. - Miałam wówczas 8 lat. Chyba z okazji urodzin mama kupiła mi w sklepie Machów łańcuszek. Sama poszła po dalsze sprawunki, a ja miałam wrócić do domu, bo mieszkałam w pobliżu. Niestety, po drodze swój prezent zgubiłam. Pomyślałam, że być może wpadł mi do kałuży, która zbierała się przy wjeździe w ul. Zaułek Słowiczy, tuż przy zakładzie fotograficznym Kreftów. Nogą próbowałam sprawdzić, czy uda mi się go odnaleźć - opowiada N. Wałdoch. Na ten moment trafił nasz fotograf, który uwiecznił tę chwilę, a zdjęcie trafiło do jednego ze styczniowych numerów „Kuriera Bytowskiego”. Jako pamiątkę rodzice N. Wałdoch wycięli je i przechowywali w rodzinnym archiwum. - Później się jednak gdzieś zapodziało. Przez wiele lat próbowałam je odnaleźć, ale mi się nie udawało - mówi bytowianka, która w tym tygodniu zajrzała do naszej redakcji, by poszukać w archiwalnych numerach potrzebnych jej artykułów. - Przy okazji, przeglądając najstarsze wydania, odszukałam to ze swoim zdjęciem - mówi N. Wałdoch, opowiadając nam historię małej dziewczynki, dodała: - Rodzice nie gniewali się na mnie. Byłam dość roztrzepanym dzieckiem, więc się tym nie zdziwili. Dopowiem, że łańcuszka nie udało mi się znaleźć.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!