Reklama

Bytów. "Supersprzęt" za kilka tys. zł

06/12/2013 12:25

Gdyby to urządzenie rzeczywiście pomagało tak, jak jest reklamowane, bylibyśmy dziś szczęśliwszym społeczeństwem. Niestety naciągacze nie cofają się niemal przed niczym, by wcisnąć je komu się da.


- Pragnę zaprosić panią na darmowe badanie najnowocześniejszym urządzeniem medycznym. Organizujemy w Bytowskim Centrum Kultury w Bytowie 21.11. specjalny pokaz możliwości tego wspaniałego urządzenia, którym jest... bioharmonizer fotonowy - głos w słuchawce przed dwoma tygodniami zachęcał naszą Czytelniczkę. Ta dała się skusić. Chodziło o bioharmonizer, który leczy przeróżne dolegliwości. - Było nas 10 czy 11 osób. Przy wejściu każdego sprawdzono, czy aby na pewno nie wchodzi nikt nie zaproszony. Ostatecznie na sali pojawiła się jedna kobieta, która przyszła jako osoba towarzysząca. Gdy już usiedliśmy zamknięto drzwi i poinformowano, że nie wolno nam nagrywać tego co mówią ani robić zdjęć - opowiada nasza Czytelniczka, która przyszła, by zbadano ją nowym, cudownym sprzętem. Tym bardziej, że za darmo!

Zaczęło się niewinnie, od postawienia diagnozy. - W sali BCK czekały na nas trzy osoby. Jedna młodsza pani podająca się za fizjoterapeutkę, jakiś chłopak i starsza kobieta. Ta pierwsza zaczęła badanie od przemowy na temat służby zdrowia. Twierdziła, że lekarze zapisują nam emerytom złe leki, że wystawiają recepty tylko na te drogie, ponieważ mają układy z firmami farmaceutycznymi. Generalnie chodziło o to, że służba zdrowia jest zła i w niczym nie pomaga. My wszyscy na pewno w związku z tym cierpimy na najróżniejsze choróbska i potrzebujemy pomocy. Najlepiej w postaci ich bioharmonizera - opisuje Czytelniczka.

Po kilkunastu minutach straszenia lekarzami i szpitalami przed zebranymi postawiono biały ekran, na którym wyświetlano obraz z komputera. Najpierw film, na którym swoje urządzenie wychwalał rzekomy wynalazca bioharmonizera. - Wtedy też pokazano nam urządzenie, wyjaśniając jak działa. Można było odnieść wrażenie, że pomaga dosłownie na wszystko. Jak nam tłumaczyli światło przez nie emitowane rozrzedza krew, a to wpływa leczniczo na przeziębienie, poważne choroby stawów i kręgosłupa, a nawet potencję - wyjaśnia kobieta.

Dopiero potem zabrano się za badanie. - Było dość dziwne. Ten chłopak zapraszał nas pojedynczo. Stawaliśmy przed zebranymi, a on jeździł po nas od stóp do głów i od jednego ramienia do drugiego czymś takim jak skaner do kodów kreskowych w sklepie. Po kilku sekundach komputer pokazywał na ekranie jakiś wykres. Niestety nikt nam nie powiedział o co chodzi i co przedstawia ta linia. Stwierdzano tylko, że w pewnych miejscach temperatura ciała jest wyższa w innych niższa, co krótko mówiąc nie wróży nam nic dobrego. Wykres dodatkowo był drukowany i razem z danymi „przebadanego” trafiał do tej starszej kobiety. Tak czekaliśmy aż wszyscy przejdą „badanie” - tłumaczy Czytelniczka.

Gdy już wszystkich przeskanowano obsługa pokazu rozstawiła stoliki w trzech rogach sali. W czwarty kąt spędzono zebranych. Przy nim też postawiono radio-magnetofon i bardzo głośno puszczono muzykę. - Zapytałam dlaczego mam tam siedzieć, a nie gdzie mi wygodniej. Starsza pani odparła, że to dla bezpieczeństwa danych osobowych badanych oraz by zapewnić intymność w czasie gdy będziemy proszeni do stolików. Tam przedstawiciele firmy mieli każdemu z osobna tłumaczyć co znajduje się na wykresie drukowanym w trakcie badania - mówi mieszkanka Bytowa. Po chwili i ona trafiła do stołu. - Tamta pani palcem przejechała po wykresie i stwierdziła, że mój problem to kręgosłup. Nic dziwnego, mam nadwagę i doskonale to widać. Zapytała czy byłam w sanatorium lub jakiejś klinice. Odpowiedziałam, że nie, bo mój lekarz rodzinny jest dobry, co potwierdza komplet badań przez niego zleconych. Powiedziałam, że przyszłam tu tylko dlatego, że miało być darmowe badanie. Myślałam, że to prawdziwa, poważna firma medyczna. Wtedy też zapytała czy chcę kupić ich urządzenie. Gdy odpowiedziałam, że nie, to zdenerwowana kobieta retorycznie zapytała po co tu w ogóle przyszłam. Potem dość obcesowo podziękowała mi za uczestnictwo w pokazie i wyprosiła na zewnątrz - opowiada Czytelniczka. W ten sam sposób „badanie” zakończyli prawie wszyscy... oprócz jednej osoby.

Tę, gdy już wyszła z sali, jej znajoma zaczęła wypytywać co tak długo robiła w środku. - Niestety, widać było, że ofiara naciągaczy ma problemy i nie do końca rozumie co się wokół niej dzieje. Z torebki wyciągnęła w końcu urządzenie i umowę kupna. Okazało się, że bioharmonizer kosztował ponad 6 tys. zł! Tymczasem wystarczy włączyć program z telezakupami by zobaczyć, że podobne „wynalazki” kosztują kilkanaście razy mniej! - mówi nie kryjąc emocji kobieta.

Zarówno ona jak i kilka innych osób próbowało wytłumaczyć kobiecie, że najprawdopodobniej została oszukana. Kiedy starsza pani chciała zwrócić bioharmonizer przedstawiciele firmy do sali wpuścili tylko ją. Kiedy wyszła w ręku nadal trzymała. Potem przedstawicielka firmy podająca się za fizjoterapeutkę zaczęła straszyć kobiety, że odda je na policję za znieważanie i za to, że naruszają dane osobowe świeżo upieczonej właścicielki super-urządzenia. - Próbowaliśmy dowiedzieć się od tych ludzi jaki jest czas na oddanie urządzenia. Niestety nie odpowiedzieli.
Zażądaliśmy więc, by się przedstawili, ponieważ nie zrobili tego ani przed, ani w trakcie ani nawet po pokazie. Nic z tego! Nie chcieli też podać danych kontaktowych swojej firmy. Nie dowiedzieliśmy się niczego, a jak tylko zaczęła się awantura czym prędzej zaczęli się pakować, a ten chłopak aż biegł do samochodu z tym komputerem pod pachą. Cały czas tłumaczyli się ustawą o ochronie danych osobowych i tajemnicą firmy.

Takich „sprzedaży” w naszej okolicy zdarza się więcej. Ostatnio jedna z Czytelniczek poinformowała nas o wciskaniu bioharmonizera na innym pokazie w BCK. - Pod koniec sierpnia uczestniczyła w nim moja mama. Niestety dała się nabrać i kupiła to urządzenie. Co prawda udało się je zwrócić, ale kosztowało mnie to wiele zachodu - mówi. W jej przypadku bioharmonizer fotonowy oraz aplikator biotyczny pionowy kosztowały 3,9 tys. zł. - Chciałabym przestrzec przed firmami, które wabią ludzi na takie pokazy oferując prezenty lub spotkanie ze znanymi osobami, aktorami, a potem każą sobie płacić kilka tysięcy za coś, co nie jest warte nawet kilkudziesięciu złotych. - Nie ma tygodnia, bym nie miała sygnałów od osób naciągniętych na takie zakupy - mówi Powiatowy Rzecznik Konsumenta Izabela Metel.

Jak się dowiedzieliśmy nowością w „technikach” sprzedażowych niektórych firm jest wywożenie starszych osób w miejsca, gdzie nie ma zasięgu telefonów. Tam klienci są straszeni przez kierowców autokarów i prezenterów produktów oraz zmuszani do kupna oferowanych przedmiotów. To jednak są skrajne przypadki i dotyczą wycieczek, w trakcie których przygotowywane są prezentacje.
Jeśli ktoś da się naciągnąć ma 10 dni kalendarzowych, (nie roboczych!) na zwrot produktu. - Można nawet ostatniego dnia przesłać napisane odręcznie lub w formie druku, jak kto woli, pismo na adres firmy, w którym zrzekamy się kupna produktu. Decyduje data stempla pocztowego. Dobrze też, oczywiście jeśli ktoś na kupioną rzecz wziął kredyt, kopię tego pisma wysłać na adres banku. Nie musimy podawać powodów rezygnacji. Nie musimy też posiadać pudełka. Kupujemy bowiem produkt, a nie opakowanie - tłumaczy I. Metel. W piśmie należy też zapytać sprzedawcę w jaki sposób i kiedy należy zwrócić sam produkt. - Nie może nas jednak zobowiązać do osobistego oddania go w siedzibie firmy. W tej sprawie obowiązuje wyrok sądu, który zapewnił, że musimy mieć możliwość przesłania go na wybrany adres - wyjaśnia I. Metel.

W razie pytań osoby szukające pomocy w walce z nieuczciwymi firmami mogą kontaktować się z Powiatowym Rzecznikiem Konsumenta osobiście (w siedzibie Starostwa) lub telefonicznie pod nr. tel. 59 822 80 00.
Najprawdopodobniej pokazy - sierpniowy i ten z 21.11., obsługiwali ci sami ludzie. Co prawda nazwy firm się różnią, ale sposób działania oraz adresy wydają się podobne. Zarówno „Dbam o zdrowie”, która zaprosiła na badania w ubiegłym tygodniu oraz „Premium” oferująca „wspaniały” produkt w sierpniu pochodzą z Poznania. Również ich strony internetowe wyglądają podobnie. Ocenić to można wchodząc na www.premium.poznan.pl oraz na www.dbamozdrowiepoznan.pl.

Zapytaliśmy dyrektora BCK co sądzi o całej sprawie i czy nie można w jakiś sposób zapobiec naciąganiu ludzi w cieszącej się zaufaniem instytucji kulturalnej. - Nie mamy obowiązku sprawdzać, co będzie robić firma, która wynajmuje salę. Dostajemy fakturę i przelew za wynajęcie sali i na tym kończy się nasza rola. Zastanawiam się w ogóle w jaki sposób można temu zapobiegać. Nie posiadamy narzędzi ani prawa, by im tego zabronić. Każdy niestety chce zarobić - mówi dyrektor Bytowskiego Centrum Kultury, Marian Gospodarek. - Jeśli jednak to już kolejny sygnał dotyczący tej firmy i istnieją podejrzenia o naciąganiu ludzi to zapewniam, że nie wynajmiemy im więcej pomieszczeń - mówi M. Gospodarek.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do