
Ks. proboszcz niezabyszewski i dziekan lęborsko-bytowski Stanisław Klatka to jedna z najbarwniejszych postaci na ziemi lęborsko-bytowskiej po II wojnie światowej. Tego rubasznego i dynamicznego Jegomościa nie sposób zapomnieć.
REPATRIACJA
Urodził się 25 grudnia 1902 r. w Odrzykoniu koło Krosna w byłym województwie lwowskim, z ojca Franciszka i matki Anny. Stanisław Klatka szkołę elementarną ukończył w Krośnie w 1917 r., a gimnazjum klasyczne w Jaśle w 1924 r., gdzie złożył egzamin dojrzałości. Po roku studiów na wydziale prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie w 1926 r. wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego, gdzie po pięciu latach studiów otrzymał święcenia kapłańskie 22 czerwca 1930 r. z rąk Jego Ekscelencji ks. bp. Anatola Nowaka. Potem pełnił funkcje kapłańskie w placówkach: w Grębowie - dwa lata, w Siemowie - 1,5 roku, w Ksirznie - 4 lata, w Woli Ramirowskiej - rok, w Brezdziedach - rok. 14 sierpnia 1939 r. objął stanowisko administratora parafii Medenice w powiecie Drohobycz, gdzie w roku 1941 po złożeniu egzaminu przyjął urząd proboszcza i pracował do końca września 1945 r.
W 1944 r. tamtejszy kościół został uszkodzony przez ostrzał artyleryjski. Władze sowieckie wbrew woli parafian zamknęły go (świątynię św. Trójcy zwrócono wiernym dopiero w roku 1989).
Ponieważ parafia św. Trójcy w Medenicy, po wkroczeniu Armii Czerwonej, znalazła się poza granicami państwa polskiego, utraciła łączność ze swą diecezją w Przemyślu, co miało bardzo przykre konsekwencje. Proboszcz ks. Stanisław Klatka poddany został bolszewickim represjom i inwigilacji. 1 października 1945 r. sowieci zlikwidowali parafię, a proboszcza zmuszono do repatriacji na teren Polski Ludowej. Jako ostatni proboszcz dekanatu drohobyczewskiego, został wraz ze znaczną częścią wiernych załadowany na wagony kolejowe z niezbędnym sprzętem. Ks. Klatka załadował nie tylko własny dobytek, ale również mienie liturgiczne z kościoła w Medenicy. Zestaw ich pociągu liczył 60 wagonów towarowych i był wypełniony jego parafianami. Jechali z nim m.in. Sierakowie, Garbiacze, Lewandowscy, Gąsiewicze, Rafalond, Woźniakowie, Kowalowie, Szwabowicze. Dalszy los tych nieszczęsnych ludzi, wydziedziczonych z ziemi ojców, zależał od kaprysów władzy sterowanej z Moskwy.
NOWY DOM
Wierni całkowicie zaufali swemu proboszczowi. Eskapada rozpoczęta 1 października 1945 r., okupiona była nie tylko niewygodami kolejowego transportu. Doskwierała też niewłaściwa organizacja przydziałów lokalizacji na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Po przejechaniu niemal południa, zachodu i na końcu północy, ks. Stanisław Klatka wraz ze swoimi wiernymi dotarł dopiero 8 listopada 1945 r. na stację kolejową w Bytowie. Tu udał się do miejscowego PUR do pełnomocnika do spraw repatriacji p. Wolskiego [Kolskiego], który wydał zarządzenie o osiedleniu się Polaków z Medenicy z proboszczem w powiecie bytowskim, głównie w parafiach tuchomskiej i niezabyszewskiej. Jednak prośba ks. Stanisława nie została spełniona, ze względu na obowiązujące założenia repatriacyjne.
Tymczasem po powrocie z urzędu na stację kolejową zastał swój wagon opróżniony. Jak się okazało, podczas jego nieobecności ludność autochtoniczna z Niezabyszewa, dowiedziawszy się, że jakiś kapłan ze Wschodu przybył transportem kolejowym na stację w Bytowie, postanowiła zainstalować go u siebie. Ich parafię bowiem pozbawiono duszpasterza przez bolszewickich „wyzwolicieli” 10 marca 1945 r., którzy dokonali w Lęborku egzekucji proboszcza niezabyszewskiego, dziekana lęborsko-bytowskiego ks. Franciszka Szynkowskiego.
Zgodnie z zarządzeniem pełnomocnika PUR, ks. Stanisław Klatka skierował pismo do Kurii Biskupiej w Poznaniu, powiadamiając o swoim przybyciu na Ziemie Zachodnie. Drugie pismo wysłał do Kurii Biskupiej w Przemyślu z powiadomieniem o wyrepatriowaniu go z tej diecezji na Ziemie Zachodnie do powiatu bytowskiego. Kuria Biskupia w Poznaniu po tygodniu powiadomiła go, by zwrócił się do Gorzowa Wlkp. do J. Eks. Administratora Apostolskiego dra Edmunda Nowickiego, a Kuria Biskupia w Przemyślu poinformowała, by opiekował się majątkiem kościelnym, jaki przywiózł, bo ten stanowił własność diecezji przemyskiej. Jednocześnie udzieliła mu urlopu na rok.
Po pewnym czasie ks. Klatka udał się do Gorzowa Wlkp. i przedstawił się ks. E. Nowickiemu. Wręczył mu pisma z Kurii Biskupiej z Przemyśla i z Poznania. Po zapoznaniu z treścią tych pism, biskup uśmiechnął się i oświadczył, iż mowy nie ma o urlopach. Natychmiast przygotował dekret nominacyjny na objęcie obowiązków duszpasterskich w parafii Niezabyszewo. Dalej oświadczył, że nie ma kapłanów w swojej diecezji, którzy by obsługiwali wiernych obcych diecezji. Ks. Klatka posłuszny woli Bożej, no i woli ówczesnego Administratora Apostolskiego, pozostał na placówce w Niezabyszewie. Również Kuria Biskupia w Przemyślu jakoś nie miała odwagi odwołać go z diecezji gorzowskiej. W świetle takich wydarzeń musiała nastąpić milcząca inkardynacja mocą samego prawa.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie