
Właściciele restauracji znów musieli zamknąć swoje lokale. Dowiedzieli się o tym z dnia na dzień. Większość przeszła na wydawanie dań na wynos, ale nie wszyscy.
- Wiosną o zamknięciu restauracji poinformowano nas praktycznie kilka godzin przed faktem. Tym razem mieliśmy nadzieję, że jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, usłyszymy o tym z wyprzedzeniem. Tymczasem znowu z konferencji prasowej dowiedzieliśmy się, że restauracje od kolejnego dnia są nieczynne. To wprowadza ogromny chaos w zarządzaniu, m.in. zaopatrzeniu, grafiku. Świadczy to o ogromnej niekompetencji rządu i braku inteligencji w zarządzaniu kryzysem - nie ukrywa rozżalenia Jarosław Rahn, właściciel restauracji „Jaś Kowalski” w Bytowie, dodając: - Ponad dwa tygodnie temu, kiedy już następował gwałtowny wzrost zakażeń, można było organizować wesela na 150 osób, po tygodniu okazało się, że na 50, później na 20 i praktycznie po kilku dniach powiedziano nam, że mamy zamknąć lokale w ogóle. W takich warunkach prowadzenie jakiejkolwiek działalność, zwłaszcza gastronomicznej, jest bardzo trudne. Brak aktów prawnych, decyzje przekazywane na konferencji - jesteśmy rozgoryczeni tym, jak niekompetentnie zachowuje się rząd.
Restauracja od minionej soboty przeszła na sprzedaż na wynos. - Jesteśmy naprawdę wdzięczni naszym stałym gościom, którzy w czasach zapaści kupują dania na wynos. Większość klientów odwoływane imprezy przesuwa w czasie, korzysta z bonów podarunkowych. Odczuwamy ich wsparcie - dodaje właściciel „Jasia”. Goście odbierający tu dania do domów od kilku tygodni nie otrzymują ich już w styropianie, tylko nowym higienicznym pudełku zamykanym zgrzaną folią. - Goście pozytywnie na nie reagują. Dania pakowane w taki sposób dłużej zachowują jakość i temperaturę, składniki nie mieszają się, nie wylewają - mówi J. Rahn.
Rozgoryczenia decyzją rządu nie kryje również prowadzący zamkową restaurację i hotel Ireneusz Sadowski. - Byliśmy zaskoczeni, że drugi raz z dnia na dzień taka informacja. Goście hotelowi mogą zjeść w restauracji, ale przez koronawirusa ich też jest dużo mniej niż wcześniej. Próbujemy prowadzić sprzedaż na wynos, na dniach również z dowozem, ale nie wiem, czy uda nam się z tego utrzymać. Niektóre restauracje zamykają się, bo nie są w stanie przetrwać. Pomoce od państwa okazują się niewystarczające i trzeba dokładać. Ponoszę duże koszty utrzymania obiektu - ogrzewanie, prąd, dzierżawa. Nie wykluczam zwolnień, jeśli to wszystko dłużej potrwa, a na to się zanosi. Zależy, jak sytuacja się rozwinie. Takie zamykanie i otwieranie to duży problem na dłuższą metę - żali się prowadzący restaurację „Zamek”.
Niektóre lokale nie zdecydowały się na „wynosy”. - Na wiosnę bardziej to przeżyliśmy, teraz to powtórka z rozrywki. Poniekąd spodziewaliśmy się tego przy takim wzroście zachorowań. Mieliśmy na weekend niby jakieś rezerwacje, ale wszystko powoli się wykruszało. Póki co nie sprzedajemy dań na wynos. Jeśli te zarządzenia utrzymają się dłużej, to być może się na to zdecydujemy - mówi z kolei właścicielka restauracji „Młyn” w Bytowie, Wioletta Maszkowska.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!