Reklama

Jeszcze o Profesorze

05/05/2014 08:16

Wracamy do wspomnień o śp. Romanie Felskowskim, długoletnim nauczycielu, którego pożegnaliśmy w ubiegłym tygodniu.


Do Bytowa przyjechał w 1953 r. z Kościerzyny, rozpoczynając pracę jako nauczyciel matematyki w tutejszym Liceum Ogólnokształcącym. - Wtedy poznaliśmy się z Romanem. Uczył w LO, ja byłem uczniem Liceum Pedagogicznego. Oboje wstąpiliśmy do brygady rolnej Służby Polsce - wspomina Józef Sobczak, emerytowany nauczyciel bytowskiego ogólniaka. - Mimo trudnych warunków socjalnych, Roman był wyrozumiały. Zawsze z tolerancją patrzył na otaczający świat, na życie. Raz podczas naszej nocnej służby ktoś chciał zrobić mu dowcip i na uchylonych drzwiach postawił wiadro z wodą. Akurat to ja je otworzyłem, bo chciałem go obudzić, i woda wylała się na mnie. Roman podziękował mi, że przyjąłem cięgi, ale nie dochodził do tego, kto był winien, kto chciał z niego zażartować - opowiada J. Sobczak. - Kiedy już razem pracowaliśmy, zawsze dużo dyskutowaliśmy, m.in. o historii np. Kaszub. Tyle miał zawsze do powiedzenia, niestety nie zdążyliśmy wszystkiego przedyskutować - dodaje emerytowany pedagog. - Przyszedłem do ogólniaka jako nauczyciel z zaledwie 5-letnim doświadczeniem. Pan Felskowski był moim mentorem z matematyki i moim szefem - mówi z kolei Antoni Kaszczuk, który do bytowskiego ogólniaka trafił w 1984 r. - Zapamiętałem go jako człowieka z klasą. Jeśli popełniłem jakiś błąd, pan Felskowski, chcąc zwrócić mi uwagę, nigdy nie robił tego wprost, nie wytykał. Podchodził do mnie, przedstawiał jakąś hipotetyczną sytuację i pytał, co bym zaradził. Wtedy po chwili orientowałem się, że chodzi o moją sprawę. Wtedy też wiedziałem już, jak powinienem postąpić. Uzyskał skutek właśnie delikatnością, klasą - opowiada A. Kaszczuk.


Jednak bytowiacy kojarzyli R. Felskowskiego przede wszystkim jako nauczyciela. - Młody, przystojny, wysportowany zyskał zaufanie i uznanie uczniów za bezpretensjonalną postawę, szeroką wiedzę i gotowość niesienia pomocy w nauce - wylicza Andrzej Szczepanik, jeden z pierwszych uczniów R. Felskowskiego. - Kiedy po mojej maturze pełnił obowiązki dyrektora ogólniaka, nasza znajomość na pewien czas uległa jakby zawieszeniu. Potem doprowadził do matury moją córkę Annę. Spotykaliśmy się po sąsiedzku, dyskutowaliśmy i wracaliśmy do czasów szkolnych. Potem zaczęliśmy współpracę w samorządzie osiedlowym. Pomagaliśmy w organizowaniu zjazdu z okazji 60-lecia ogólniaka, rozpoznając postacie nauczycieli ze starych zdjęć - opowiada A. Szczepanik, dodając: - Na zjeździe Roman zaproponował, abyśmy jako jedni z pierwszych jego uczniów mówili sobie po imieniu. To była wzruszająca chwila. Stanowiła dowód, jak dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Roman był nie tylko wymagającym matematykiem. Z zamiłowania historyk amator angażował się szczególnie w wydarzenia związane z II wojną światową na Pomorzu. Znał liczne rodziny zamieszkujące Kościerzynę i okolice, zasłużone w walce z Niemcami. Kiedy pisałem artykuł pt. „Żołnierz w sutannie”, pomagał mi w zbieraniu historycznych materiałów. Lubił poezję - mówi A. Szczepanik. R. Felskowskiego wspomina też jego uczeń z lat 1964-68: - Kiedy jeździliśmy na wykopki i pan Felskowski jechał z nami, już wiedzieliśmy, że odbędą się tam zawody sportowe. To był jego konik. Zawsze organizował je w przerwie, więc szybko jedliśmy bułki, żeby zdążyć - mówi z uśmiechem Ryszard Dykier. - Na jednym ze zjazdów szkolnych przyznaliśmy mu się do pewnej rzeczy z dawnych lat. Otóż pan Felskowski nasze klasówki chował w szafce zamykanej na kłódkę. Był to mebel z płyty pilśniowej przybitej z tyłu gwoździkach. Odsuwaliśmy ją i wymienialiśmy nasze sprawdziany. Jak pan Felskowski dowiedział się o tym na zjeździe, zrobił wielkie oczy. Jego mina była bezcenna. Na szczęście nie gniewał się - mówi R. Dykier.


R. Felskowski wspominany jest jako wspaniały matematyk. - Był cudotwórcą, potrafił ludzi o żenującym poziomie logicznego myślenia dużo nauczyć. Umiał tłumaczyć, był cierpliwy. Znakomity pedagog - mówi Irena Kuchta, uczennica śp. p. Romana na przełomie lat 70. i 80., a potem nauczycielka w ogólniaku. - Zachęcał do podchodzenia do tablicy, wykładając na stół cukierka iryska. Pytał, czy ktoś się skusi, jak nikt się nie zgłosił, dokładał kolejne, aż w końcu zgłaszaliśmy się do rozwiązania. Jak ktoś nie potrafił zapamiętać wzoru matematycznego, pan Felskowski kazał kupić gazetę i jej cały margines zapisać wzorem. Pamiętam, jak kupiłam „Misia”, bo miał najwęższy margines, ale do dziś pamiętam to równanie. Człowiek, choćby nie wiem jak chciał zapomnieć, to się nie da - wspomina I. Kuchta. - Pamiętam też którąś z najbardziej mroźnych zim, rok 1979 lub 1980. W sali matematycznej było stare wyszczerbione okno i w klasie zwisał ogromny sopel lodu. Tak zimno, że nie było najmniejszych szans, że stopnieje. A pan Felskowski przyszedł w swoim nieśmiertelnym polo i dziwił się, że marzniemy. Uprosiliśmy, żebyśmy mogli siedzieć w kurtkach i rękawiczkach. Gdy podeszłam do tablicy rozwiązać zadanie, miałam założone te dwupalczaste, co pan Felskowski skomentował: „Ale ty to już powinnaś wyrosnąć z piaskownicy do rękawic pięciopalczastych!” - opowiada I. Kuchta. - Z kolei na 1 dzień wiosny udekorowaliśmy cały jego rower bukietami pierwszych kwiatów. Długimi wiankami otoczyliśmy każdą szprychę. Dołożyliśmy też nowe klamerki do spodni, które zawsze zakładał do jazdy. Bardzo się ucieszył, był rozanielony i śmiał się. Nie myślał, żeby nas upomnieć - dodaje I. Kuchta.


- Mnie nauczył logicznego myślenia i precyzyjnego wypowiadania się. Ganił nas, że nieprecyzyjnie mówiliśmy o matematyce. Przydało mi się to nie tylko w tej dziedzinie, ale i w życiu prywatnym, i zawodowym - chwali z kolei Marcin Leyk, uczeń bytowskiego ogólniaka na początku lat 90. - To jeden z najbardziej otwartych nauczycieli. Mimo że po pierwszym numerze gazety szkolnej trafiliśmy do niego na dywanik za teksty o nauczycielach, czuliśmy, że nas popiera - dodaje M. Leyk.


R. Felskowski należał też do bytowskiego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. - Jak tylko mógł, uczestniczył w naszych spotkaniach, wszędzie był widoczny, gdy zabierał głos, np. na walnym zebraniu, to było coś niesamowitego - wspomina Władysława Łangowska, członkini ZKP w Bytowie, prezes w latach 1985-86. - Wspaniały człowiek, służbista. Kiedy była potrzeba, zawsze chętnie stawał do pocztu sztandarowego, udzielał się społecznie - wtóruje Maria Prondzińska, prezes ZKP w latach 1991-97.


R. Felskowskiego znano też jako miłośnika sztuki i stałego uczestnika wydarzeń kulturalnych w Bytowie. - Dopóki cieszył się zdrowiem, praktycznie nie było otwarcia wystawy, na której by się nie pojawił. Podobnie na koncertach z cyklu „Muzyka na Zamku”. Raz, kiedy nie przyszedł, z prowadzącym koncerty Andrzejem Zawilskim żartowaliśmy, że chyba odwołamy koncert, bo nie ma pana Felskowskiego - mówi z uśmiechem Janusz Kopydłowski, dyrektor Muzeum Zachodniokaszubskiego w Bytowie. O sportowej działalności R. Felskowskiego znajdą Państwo garść informacji na stronie www.drutexbytovia.pl w zakładce Historia.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do