
Bez względu na to czy opłaty za groby na bytowskim cmentarzu będą trafiały bezpośrednio do kasy miejskiej, czy też do firmy nimi zarządzającej gmina będzie musiała przemyśleć swoją politykę wobec nich. Bez większych nakładów na nekropolie ich degradacja będzie się pogłębiała. Czy po dodatkowe środki gmina sięgnie do kieszeni bytowiaków to już inna sprawa.
Dziś gmina posiada w Bytowie, a w zasadzie w Bytowie i Rzepnicy, dwa cmentarze - starszy przy ul. Gdańskiej oraz kilkadziesiąt lat młodszy przy ul. Popiełuszki. To największe nekropolie na Ziemi Bytowskiej. Rocznie przybywa na nich w sumie ok. 150 grobów, przy czym większość zmarłych chowanych jest przy ul. Popiełuszki.
Administrowaniem bytowskich cmentarzy od lat zajmuje się bytowski oddział firmy Elwoz. - W 2004 r. ówczesne władze gminy wynegocjowały z firmą, że za możliwość wywożenia śmieci na wysypisko w Sierznie zajmie się też administrowaniem targowiska i nekropolii - mówi burmistrz Bytowa Ryszard Sylka. Z jednej strony administrator pobiera opłaty od rodzin zmarłych, tj. za pogrzeb - 560 zł, wykupienie kwatery na 20 lat (400 zł za pojedynczą i 600 zł za podwójną, przy czym za przedłużenie tego okresu są one niższe), wjazd na potrzeby naprawy czy zainstalowania nagrobka - 50 zł (za 3 wjazdy) oraz za wynajem kaplicy - 100 zł (ma ją tylko nekropolia przy ul. Popiełuszki). Z drugiej strony płaci za wywóz z nich śmieci, zużytą wodę, koszty oświetlenia. Rocznie to wydatek ok. 45 tys. zł. Musi też obiekty ubezpieczyć, a także sprzątać. Dodatkowo wpłaca do gminnej kasy podatek od nieruchomości (44,3 tys. zł) oraz dzierżawę (ponad 23 tys. zł). Kilka lat temu Elwoz zgłaszał w ratuszu chęć zrezygnowania z administrowania, tłumacząc się zbyt niskimi przychodami.
Były też pomysły, by obiekt przy ul. Popiełuszki oddać jakiejś firmie, która w ramach partnerstwa gminno-prywatnego wybudowałaby tam dom pogrzebowy i zajęła się prowadzeniem go razem z całą nekropolią. Ale nic z tego nie wypaliło.
Ostatnio o wypowiedzeniu umowy na zarządzanie cmentarzami mówi też burmistrz Ryszard Sylka. Zwrócił się w tej sprawie z pismem do administratora. Współpraca miałaby się zakończyć 31.12. br. - O tym, kto od nowego roku zajmie się naszymi cmentarzami, zadecyduje postępowanie zgodne z ustawą o zamówieniach publicznych, najpewniej przetarg. Ogłosimy go w drugiej połowie roku - mówi R. Sylka. Poza administratorem zmieni się też miejsce rozliczania cmentarnych opłat. Obecnie to biuro Elowzu. To rozwiązanie kwestionował radny Leszek Szymczak, tłumacząc, że jest niezgodne z przepisami. Opłaty bowiem powinna pobierać bezpośrednio gmina. Takie stanowisko potwierdziła po ubiegłorocznej kontroli Regionalna Izba Obrachunkowa. Burmistrz R. Sylka przyznaje, że nieprawidłowość trzeba usunąć. Zaznacza przy tym, że nie może być mowy o niegospodarności, bo miasto ze swojej kasy nie dopłaca do utrzymania nekropolii, a jednocześnie obowiązujące na nich opłaty nie są wysokie. Jednak usunięcie niezgodności z przepisami nie zmieni faktu, że bytowskie cmentarze od wielu lat są zwyczajnie zapuszczone.
PRZY GDAŃSKIEJ
O tym cmentarzu pisaliśmy ostatnio na naszych łamach, przedstawiając jak przez lata zmienił się w bezdrzewną betonowo-kamienną pustynię. Z grobami, między którymi trzeba się przeciskać, wielkimi kontenerami na śmieci stojącymi niemal pośrodku. Do tego należy jeszcze dołożyć byle jakie ogrodzenie i liche bramy. Tymczasem kiedyś była to całkiem miła nekropolia. Z wysokimi, dającymi cień drzewami, z historycznym segmentem, na którym pochowano jeńców z armii rosyjskiej z czasów I wojny światowej, którzy zmarli w obozie położonym po drugiej stronie ulicy. Dziś pokrywają go groby współczesne, a jedynym śladem pozostał betonowy monument z symbolami różnych religii.
Nekropolii przydałaby się rewitalizacja. - Drzewa można by przywrócić, sadząc je choćby wokół cmentarza. Jest też trochę miejsca na niewielkich skarpach przy alei wejściowej - proponuje bytowski architekt Krzysztof Bogusławski. Pomysłem może być też obsadzanie kwater, którym skończy się ważność, a rodziny zmarłych nie zmierzają jej przedłużać. Oczywiście należałoby wybierać gatunki, których korzenie nie zniszczą pobliskich pomników. O konieczności zajęcia się bramami i ogrodzeniem nie ma co wspominać. Wszystko to jednak potrzebuje jakiegoś planu, pomysłu. Niestety, tego brakuje również dla cmentarza przy ul. Popiełuszki.
PRZY UL. POPIEŁUSZKI
Pojęcie o tym, co dzieje się na nowej nekropolii, dają zdjęcia wykonane z perspektywy ptaka. Nasz fotoreporter w ostatnich dniach pstryknął kilka dronem. Jak na dłoni widać na nich, że cmentarz jakby składał się z kilku części. Kwartał najstarszy posiada szerokie alejki prowadzące do pochówków, żywopłoty oddzielające poszczególne sekcje, rozsądne odległości między grobami, no i drzewa. Od głównych alei oddziela szpaler wysokich jałowców. Aleje są co prawda dosyć szerokie, jednak szpecą je kontenery na śmieci, co rzuca się w oczy z poziomu pieszego. Niby są praktyczne, duże, nie trzeba więc ich zbyt często opróżniać. Jednak właśnie ich rozmiar i forma przytłaczają. Na pewno nie powinny dominować na cmentarzu. Być może rozwiązaniem, podobnie jak przy ul. Gdańskiej mogłyby okazać się pojemniki podziemne.
Po obu stronach starego kwartału rozpościerają się nowe. Tam nie jest już tak ładnie. Groby posadowiono znacznie gęściej, nie ma też mowy o żywopłotach rozdzielających poszczególne sekcje. Co gorsza niemal zrezygnowano z wewnętrznych alejek, nie mówiąc o tym, że te które już wytyczono, przebiegają w sposób niezrozumiały. Ten nieszczególny obraz dopełnia studzienka z wodą mocno nadgryziona zębem czasu i pokot drzew ściętych na nowym kwartale. Nie zostawiono ani jednego. To prawda, że wszystko odbyło się w majestacie prawa. Na ponad 180 sztuk starostwo wydało zgodę, zobowiązując miasto do nasadzenia takiej samej liczby i to w obrębie nekropolii. Jednak może można było zachować choć kilka, takich które wkomponowano by w przyszłą sieć alejek. Do tego dochodzi ogrodzenie. Osoby, które przychodzą na groby bliskich, skarżą się, że pozostawione kwiaty na drugi dzień znikają. Jedzą je sarny, które nie mają kłopotu, by przedostać się przez zbyt niski płot, do tego z dziurami. O modernizację woła też dom pogrzebowy.
PARKI CZY TYLKO ZBIOROWISKO GROBÓW
Choć dziś trudno zgadnąć, kto zostanie nowym administratorem bytowskich nekropolii, kilku spraw już dziś możemy być pewni. Najoczywistsza to zmiana miejsca pobierania opłat - zapewne w 2022 r. będzie to kasa w ratuszu. Po drugie, dużo ważniejsze, będziemy, czy to jako gmina, czy rodziny chowanych, wydawać więcej na ich utrzymanie. I to nawet gdyby przyjąć, że nic się w ich funkcjonowaniu specjalnie nie zmieni. Koszty tylko z tytułu opłat za energię, wywóz śmieci, wodę, ubezpieczenie razem z podatkami i dzierżawą dla gminy to ok. 110 tys. zł rocznie. A trzeba też doliczyć pracę ekipy, która wszystko ogranie, pobierze opłaty, przydzieli kwatery, zapłaci należności, czy wezwie firmę odbierającą śmieci, dopilnuje pochówków. Taka obsługa potrzebuje też biura, musi opłacić telefony, internet itd. Bardzo oszczędnie licząc to ok. 100 tys. zł rocznie. Razem wychodzi ok. 210 tys. zł. I to są tylko koszty bieżącego funkcjonowania.
A choć w Elwozie nie zdradzają rocznych przychodów z opłat, nie tak trudno w przybliżeniu je samemu określić. Za jeden pochówek, łącznie z wykupem kwatery, wynajęciem kaplicy, pozwoleniem na wjazd ekipy montującej nagrobek płacimy ok. 1100 zł. Przy 150 pogrzebach rocznie daje to 165 tys. zł. Jeżeli do tego dodamy wpływy z przedłużania zajmowania kwater, licząc ok. 40 tys. zł, może 50 tys. zł łatwo stwierdzić, że taki biznes ledwo się spina, a może i niekoniecznie. Dla obecnego administratora to działalność marginalna, którą można prowadzić, wykorzystując swoją bazę, personel, na co dzień zaangażowane w bardziej dochodowe branże, licząc, że być może kiedyś coś w tym biznesie drgnie, może zmienią się jego zasady i zacznie profitować. Nie zdziwiłby się jednak, że firma nie przystąpi do zapowiadanego na drugą połowę roku przetargu na zarządzanie miejskimi cmentarzami. To zapewne pociągnie za sobą wyższe oczekiwania finansowe innych podmiotów zainteresowanych administrowaniem nekropoliami.
Jednak nawet gdyby wszystko zostało po staremu i tak w obecnym modelu, tj. wykazanych powyżej przychodach i wydatkach, nie ma środków na nowe ogrodzenia, odrestaurowanie bram i kaplicy, nowe alejki, ujęcia wody, śmietniki wpuszczone w grunt, nową zieleń czy dbanie o nią. Jednym słowem na wszystko, to co wydaje się konieczne i o czym od lat się w mieście mówi. Jeżeli władze miejskie zechcą w końcu zająć się na poważnie nekropoliami, zatrzymać ich degradację, trzeba będzie gdzieś znaleźć dodatkowe pieniądze. Dotąd tylko na nich zarabiały (dzierżawa i podatek, czyli niemal 70 tys. zł rocznie!). Niedobrze by się stało, gdyby szukano ich tylko w kieszeniach rodzin, które chowają swoich zmarłych czy tych, którzy chcą przedłużyć użytkowanie kwatery z grobem bliskiej osoby.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!