
Z BIEGIEM BYTOWSKICH RZEK - SKOTAWA
W naszym powiecie mamy jej nawet nie połowę. Minęła zima, więc znów wyruszyliśmy nad jedną z bytowskich rzek. Wiosnę chcemy przywitać nad Skotawą.
DOOKOŁA LAS I LAS
Jest połowa marca. W powietrzu coś wisi. To już nie zima, ale wiosennego wilgotnego zapachu też jeszcze nie wyczuwamy. Nawet dochodzący zewsząd żurawi klangor to za mało, by naprawdę poczuć nową porę roku. Z leśniczym Markiem Lasem stoimy na leśnej drodze, jakieś półtora kilometra na północ od Słupi. Z jednej strony roztacza się przed nami widok na śródleśne jeziorko okolone szerokim wieńcem mchów torfowych i turzyc, o tej porze roku jasnobrązowych. Tu i ówdzie dostrzegamy też szaro-zielone kępy bagna zwyczajnego, którego liście po przełamaniu wydzielają charakterystyczną, jakby chemiczną woń. Co kawałek z kobierca mchów wystają też kikuty sporych drzew, świadczące, że poziom wody musiał być tu kiedyś niższy. Nie wyrosłyby przecież w takich warunkach. - I niższy był rzeczywiście. W połowie lat 90. ubiegłego wieku, kiedy zawalił się przepust biegnący pod drogą, postanowiono go nie naprawiać. Był na nim zainstalowany jaz, którym kiedyś regulowano poziom wody w tym jeziorku. To drenarka jeszcze z niemieckich czasów. Nic dziwnego, że kiedy przestała działać wody przybyło, choć w końcu jej poziom się ustabilizował - wyjaśnia leśnik.
Jeziorko stanowi część większego podmokłego kompleksu, obejmującego jeszcze jedno oczko oraz znacznie większe torfowiska. Na dawnych mapach oznaczono je jako Wilcze Błota. My zamiast wilków dostrzegamy orła bielika. Siedzi na jednym z kikutów zamarłych drzew, jakieś 80 m od nas. Przez chwilę przyglądamy się sobie. W końcu ptak rozpościera olbrzymie skrzydła i dostojnie odlatuje w głąb bagien.
My przechodzimy na drugą stronę drogi. Mimo że przepust przestał działać dobre 20 lat temu, odcinając dopływ wody z jeziorka, biegnący tu kanał wcale nie jest suchy. Wygląda więc na to, że znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. To, zdaje się, źródło Skotawy. Potem jednak tracimy pewność. Nieco dalej bowiem kanał wysycha. Widać, że woda płynie w nim okresowo. Idąc wzdłuż niego docieramy do śródleśnego jeziorka. To Lipieniec Mały. Lustra wody strzeże podmokły brzeg, trzciny, mchy. Po licznych śladach widać, że okolicznej zwierzynie wcale to nie przeszkadza. Po płytkiej wodzie brodzi para żurawi, na nieco głębszej pływają łabędzie, co chwilę zanurzając szyje w poszukiwaniu pokarmu.
Kilka minut zajmuje nam dojście na drugi kraniec, z którego wycieka szersza struga. Wypływ jest stały. To już na pewno Skotawa. Rzeka mierzy tu ok. 3 m szerokości. Również tu napotykamy resztki systemu regulującego poziom wody, choć przegroda mogła też służyć łowieniu ryb. A ryby są - szczupaki, okonie, płocie, liny. Zbiornik jest w rybackiej dzierżawie. Podobnie Lipieniec Duży. To właśnie do niego dopływa Skotawa, łącząc oba ledwie kilkudziesięciometrowym odcinkiem. Co ciekawe, tylko niewielki garb oddziela Lipieniec Duży od zlewni wartko płynącej Słupi. Jedynie 150 metrów piasków i pewnie trochę głębiej jakiejś zwałowej gliny! Gdyby woda wysiliła się na poważniejszą erozję, trochę podcinając brzegi, trochę żłobiąc dno, nasza rzeczka całkiem blisko skończyłaby samodzielny bieg jako kolejny mały dopływ Słupi. Widać jednak Skotawa ma swoją ambicję. Może powiedziała sobie - nie tak szybko moi państwo! Stąd płynie przez ok. 45 km pod własną nazwą, nabierając wody i szerokości.
KOSZĄ, BY NIE ZAROSŁO
Lipieniec Duży, podobnie jak jego mniejszy brat, skryty jest w dolinie, której skłony obrasta las. Ten przerzedza się na jego północnym krańcu. Rzeka właśnie tam wypływa. Jednak ciągle nie toczy zbyt wiele wody. Na kajaki raczej mało, choć gdyby ktoś się uparł... Skotawa wpływa tu na łąki. W sumie 26 ha. Kiedyś były atrakcyjnym rolniczo kąskiem. Ale siano, ze względu na podmokły teren, koszono ręcznie. Dziś ich koszeniem zajmują się leśnicy. - Robimy to raz w roku, w sierpniu. Nie chodzi o siano, tylko by zachować łąkowy charakter tego terenu. Całość z Dużym i Małym Lipieńcem stanowi rezerwat - tłumaczy M. Las. Chroni się tu m.in. storczyki. Ich różowo-fioletowe kwiaty opadają najpóźniej w lipcu. W sierpniu na łąkach odbywają się sianokosy.
Kiedyś Skotawskie Łąki były jeziorem. Ten płytki zbiornik z czasem jeszcze bardziej się wypłycił, a jednocześnie zarósł. Jedynymi śladami po nim są właśnie torfy i niewielkie jeziorko w północnej części łąk. Nazywane jest Spokojnym. Sączy się z niego niewielka struga, stanowiąca prawy dopływ Skotawy. Za łąkami rzeka wyżłobiła sobie głęboki na kilka metrów jar.
LEŚNICZÓWKA, A GDZIE MŁYN?
Jak można wyczytać ze starych map, dawniej stało tu kilka zabudowań i młyn. Dziś jedynym budynkiem mieszkalnym, który z nich pozostał, jest leśniczówka. Razem z przynależącym zabudowaniem gospodarczym stanowi osadę Lipieniec/Lëpińc, o czym można się dowiedzieć z postawionej niedawno polsko-kaszubskiej tablicy. W okolicy znana jest też jako Sitno. - Budynek wzniesiono w 1912 r. Kiedy tu zamieszkałem było to leśnictwo Sitno. Stąd stara nazwa. W 2004 r. jednak nastąpiła reorganizacja w Nadleśnictwie Bytów. Sitno przestało być samodzielnym leśnictwem - mówi nam leśniczy Stanisław Czuba. On sam z leśniczówką związany jest od 1983 r. Bardzo chciał tu zamieszkać, bo mu się spodobało, choć obiekt znajdował się w nienajlepszym stanie. Poza tym te dojazdy. Do najbliższych wsi, Łupawska czy Soszycy, jest stąd po niemal 3 km. Tyle ma do najbliższego sklepu (ten w Łupawsku już nie funkcjonuje). - Dawniej, kiedy zimą zasypało, by gdzieś dojechać naszym małym fiatem brałem drugą osobę, żeby stawała na tylnym zderzaku, by podniósł się przód auta. Inaczej nie poradzilibyśmy sobie w głębokim śniegu - wspomina.
Pana Stanisława pytamy o dawny młyn. Rozkłada ręce. Prowadzi nas nad rzekę. Z podwórka przechodzimy obok starego świerka. Jego dolne grube konary robią niesamowite wrażenie. Niestety nad rzeką czujemy zawód. W niewielkich betonowych pozostałościach, jakie dostrzegamy, trudno domyśleć się takiego obiektu. Ale podobno zachowała się część żarna. No i ludzie wspominali, że za niemieckich czasów była tu elektryczna turbina. A te zazwyczaj instalowano właśnie przy młynach. Z leśnikiem, który zna ten teren jak własną kieszeń, rozmawiamy też o źródłach Skotawy. Jego zdaniem na pewno nie jest nim wspomniane na początku jeziorko na skraju Wilczych Błot. - To jez. Lipieniec Mały. Blisko brzegu od wschodniej strony w dnie biją źródła. One zasilają jezioro i rzekę. To z ich powodu zimą, kiedy ludzie łowią na lodzie, tam nikt nie chodzi, bo boją się, że może się załamać - mówi.
Za betonowymi resztkami Skotawa wpada do jez. Skotawskiego Dużego. Pan Stanisław lubi wypływać na nie swoimi łódkami, by powędkować. Po ryby zaglądają tutaj również bieliki. - Pewnej zimy lód skuł jezioro, ale nie było na nim śniegu. Orzeł z wysoka musiał pod nim wypatrzeć rybę. Uderzył, ale zetknięcie z twardym lodem tylko go zamroczyło. Ptak potem chodził jak ogłupiały - opowiada.
Kiedyś naprzeciwko leśniczówki, po drugiej stronie drogi, stały spore zabudowania. Już kiedy zjawił się tu S. Czuba pozostały po nich jedynie fundamenty i kamienna piwnica. Swego czasu leśnicy wykorzystywali ją jako lodownię. - Zimą, gdy lód na jeziorze był gruby na 30 cm wycinaliśmy go. Potem bryły kładło się do tej starej piwnicy, na nie darń i gdy przywoziło się tam sadzonki, można je było przechowywać przez cały sezon - mówi pan Stanisław. My znajdujemy tu zapowiedź wiosny - kwitnące przebiśniegi
Patrzymy na jezioro. Tu znajduje się jego południowy kraniec. Nie widać końca długiego na ponad 3 km zbiornika. Ma ono bowiem kształt wąskiego rogala i strome brzegi zasłaniają większość toni.
BYDLĘCA, A MOŻE PASTERSKA RZEKA
Swoją nazwę rzeka zawdzięcza właśnie obu jeziorom Skotawskim, które przecina. To one pozwoliły domyślić się po wojnie brzmienia jej starej słowiańskiej nazwy. Większe jezioro nazywano w średniowieczu Skotansko, Scotansko, See Skotanske, a w nowszych czasach Scholtofske See. A kiedy w latach 30. hitlerowcy zacierali na Pomorzu pozostałe w nazwach słowiańskie ślady przemianowano je na Schottow. Wspomniane starsze formy pozwalają się domyślać, że ich źródłem było słowiańskie słowo skot, czyli jak byśmy współcześnie powiedzieli bydło. Do dziś ten rdzeń zachował się w wychodzących już z użycia kaszubskich słowach skotôrz i skotarka, czyli pasterz i pasterka bydła (w dawnej polszczyźnie skotarz, skotnik znaczyło to samo, a w czeskim również obecnie skot to bydło). Jako że rzeki i strugi na Pomorzu po słowiańsku przybierają zazwyczaj rodzaj żeński, z rekonstrukcji przeprowadzonej w latach powojennych wyszła Skotawa. W okolicy najpewniej więc wypasano stada bydła, co dałoby się wytłumaczyć licznymi łąkami, a może mieszkali tu jacyś pasterze. Kto to wie? Nasz fotoreporter macha mi ręką przed oczyma. Koniec rozważań. Przyjechaliśmy przecież oglądać rzekę i rozmawiać ze związanymi z nią ludźmi. Jedziemy więc do położonej pomiędzy Dużym i Małym Skotawskiem niewielkiej osady...
cdn
P.D.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!