Reklama

24 lutego historia zmieniła bieg. Atak Rosji na Ukrainę zaszokował, ale też zmobilizował do pomocy

14/03/2022 17:20

W bardzo wielu miejscach na świecie ludzie pisali i mówili, że w czwartek 24 lutego historia zmieniła bieg. Atak Rosji na Ukrainę zaszokował nas, ale też zmobilizował do pomocy. Na Ziemi Bytowskiej, podobnie jak w całej Polsce, ludzie rzucili się do organizowania wsparcia, szczególnie dla tych, którzy zmuszeni byli uciekać przed wojną. Musimy się jednak nastawić na to, że nie wystarczy jednorazowa mobilizacja. Czekają nas miesiące pracy i oby nie zabrakło determinacji oraz wytrwałości.

NAJPIERW PODZIĘKOWANIA

Trudno byłoby zliczyć wszystkie inicjatywy i działania, jakie zostały podjęte od razu po wybuchu wojny - także w Bytowie. Instytucje, samorządy, parafie, organizacje społeczne, a przede wszystkim liczne indywidualne osoby - wszyscy, zdając sobie sprawę z tragizmu sytuacji - zaczęli myśleć: co robić? Ten moralny imperatyw pomocy okazał się bardzo silny, zwłaszcza - co szczególnie ujmujące - wśród mieszkających i pracujących u nas imigrantów. Już dziś wszystkim im trzeba dziękować! I prosić, aby nie zabrakło im - nam - energii w najbliższym czasie.

Dziś jesteśmy napędzani emocjami, które podsycane są obrazami w mediach, wiadomościami do rodziny i znajomych, które napływają z atakowanej Ukrainy. Te emocje są zrozumiałe - nie należy się im dziwić ani ich krytykować. Ten poryw serca, gdy widzimy tak straszliwie cierpiących ludzi, jest ważny i mobilizujący. Oczywiście, liczą się wszystkie gesty solidarności - te zbiorowe (jak choćby wiec na rynku w Bytowie), ale też te indywidualne - każdy akt życzliwości, każda wyciągnięta ręka i uśmiechnięta twarz, każda wpięta w kurtkę czy w czapkę ukraińska flaga, życzliwy wpis w social mediach, upowszechnienie informacji o pomocy... Wszystko ma znaczenie.

Ale jeśli chcemy prawdziwie wspomóc te osoby, które do nas trafią, to musimy się dobrze do tego przygotować, być wytrwali i zdeterminowani.

PRACA OBLICZONA NA MIESIĄCE, JEŚLI NIE DŁUŻEJ

Teraz jest zryw - szlachetny i godny podziwu. Ale nie wiemy ani jak długo będzie trwał konflikt, ani tym bardziej jak bardzo długotrwałe będą jego skutki. Należy się jednak nastawiać na pomoc nie w perspektywie tygodni, lecz miesięcy (i oby nie lat - obserwacja konfliktów w innych częściach świata pokazuje, że i tak może być).

Należy zatem robić wszystko jednocześnie - pomagać tym, którzy walczą i cierpią pod bombami, a także wspierać tych, którzy zaczynają napływać do nas. Za chwilę trzeba też będzie świadczyć inną pomoc tym, którzy już tu będą od tygodni, a jednocześnie też w trybie interwencyjnym stale pomagać tym, którzy będą nadal docierali. A więc musimy pracować „na już - teraz” i w tym samym czasie starać się ten proces pomocy zracjonalizować, usystematyzować, zinstytucjonalizować, bo tylko to jest gwarancją jego trwałości. Bez niej zaś nasze wysiłki mogą się okazać po prostu nieefektywne, a na to nas nie stać.

Musimy też uzbroić się w cierpliwość, bo będą docierali ludzie z traumami, w szoku, z poczuciem krzywdy i zagrożenia (szczególnie dzieci). To nie będzie łatwe - emigracja jest w ogóle trudnym doświadczeniem, a przymusowa ucieczka przed wojną? Dlatego trzeba być bardzo delikatnym, empatycznym, rozważnym... Trzeba będzie umieć słuchać, czego uchodźcy potrzebują, a nie stawiać się w roli tych, którzy wiedzą lepiej, jak to powinno być. Jestem pewien, że potrafimy być takimi spolegliwymi opiekunami!

CO MOŻEMY ZROBIĆ?

To oczywiste - każdy może pomóc. Na początek choćby gestem, ale zaraz potem zaangażowaniem, wsparciem finansowym, upowszechnianiem sprawdzonych informacji. To może być bezpośrednia pomoc uchodźcom, ale też wspieranie tych, którzy im pomagają. Bardzo ważne jest także pamiętanie, że w Ukrainie cały czas trwają walki, a ludzie cierpią. Jeśli tylko to możliwe, wspierajmy finansowo organizacje pomocowe i charytatywne, które niosą pomoc za wschodnią granicę.

Każdy z pewnością znajdzie dla siebie coś do zrobienia. Najgorsza jest obojętność. Zwłaszcza taka, która nadchodzi po pierwszym zrywie, będącym obietnicą pomocy. Słomiany zapał się wypalił i... za porywem serca nie poszło realne zaangażowanie. Widzieliśmy to nie jeden raz. Musimy się przed tym uchronić teraz, bo w innym przypadku ten nasz pierwszy zryw stanie się pustym gestem! A nie ma nic gorszego dla ludzi w tak okrutnym położeniu jak uchodźcy, niż zawiedziona nadzieja i niespełniona obietnica.

Dlatego tak ważne jest to, abyśmy kontynuowali działania humanitarne - zbiórki darów, a szczególnie zbiórki finansowe, które będzie można przeznaczyć na wsparcie dla rodzin. Równie istotne będzie zapewnienie mieszkania, pracy, organizacja nauki w szkołach i opieki przedszkolnej. Kiedy patrzę na liczbę zaangażowanych osób oraz sposób przechodzenia od działań spontanicznych do bardziej systemowych, to jestem spokojny, że w Bytowie sprawy potoczą się właściwie. To wielka satysfakcja i przyjemność patrzeć, jak potrafimy się zmobilizować.

Ale myśląc o przyszłości, należy podkreślić, że bardzo ważny będzie wolontariat. Kilka miesięcy temu na spotkaniu z paniami ze środowiska imigracyjnego (a jeszcze nikt wtedy nie myślał o wojnie) padł taki postulat: potrzebujemy „kaszubskich babć”! Bo rodziny imigrantów są tutaj bez swoich dziadków, a niekiedy opieka i pomoc z ich strony jest wręcz niezbędna, choćby wtedy, gdy rodzice muszą iść do pracy. Bardzo mi się ten postulat spodobał - i oczywiście nie idzie tu tylko o „kaszubskie” babcie, ani nawet nie tylko o babcie. A to z tego względu, że jest jedna kluczowa potrzeba - relacji z innymi ludźmi. Zawsze w losie imigranta najgorsza jest izolacja. Sytuacja, gdy nie ma on kontaktów, albo są one ograniczone wyłącznie do własnej grupy. Wolontariat seniorów byłby więc niezmiernie potrzebny, aby dać wsparcie imigracyjnym rodzicom, a dzieciom trochę ciepła i przy okazji pomóc w poznaniu języka, może wesprzeć w nauce. Na drugim biegunie - potrzebny jest wolontariat młodych ludzi, taki koleżeński.

To, co było niezmiernie ważne kilka miesięcy temu, teraz - w świetle tego, co się dzieje i nadchodzi - stanie się potrzebą wręcz palącą. Otwórzmy zatem nasze serca i domy.

JAKIE ZASADY ZAANGAŻOWANIA I POMOCY?

W każdej pomocy kluczowe są dwie zasady: odpowiedzialność i wiarygodność. Jeśli kogoś przyjmujemy, to bierzemy odpowiedzialność za wsparcie dla niego - dla całej rodziny. Nie tylko za sytuację materialną, bo oprócz niej równie ważne jest poczucie bezpieczeństwa psychologicznego i moralnego. Przybywają do nas osoby z kraju, w którym im to bezpieczeństwo odebrano i które stale żyją w lęku o los swoich najbliższych.

Odpowiedzialna pomoc w tym przypadku polega na tym, aby realistycznie szacować swoje możliwości - róbmy to, co możemy. Nie obiecujmy czegoś, co nie może się spełnić. Ludzie, którym chcemy pomóc, nie mogą być rozczarowani. Ale i w drugą stronę - realistyczne szacowanie możliwości ustrzeże wielu przed rozgoryczeniem, że „coś chcieliśmy, ale nie daliśmy rady”. W takiej sytuacji łatwo o zniechęcenie i wycofanie. Tymczasem podtrzymanie zaangażowania to klucz do sukcesu pomocy uchodźcom! Dlatego musimy pracować rozważnie, systematycznie, wytrwale.

Odpowiedzialność jest też fundamentem wiarygodności, która zależy od transparentności pomocy. Ci, którzy angażują się w pomoc, np. przekazując dary rzeczowe czy finansowe, muszą mieć zaufanie do tych, którzy tę pomoc organizują. Jeśli tylko jedna osoba to zaufanie zawiedzie, cała akcja może spalić na panewce. Wszyscy musimy to sobie stale przypominać. I bardzo się pilnować bo wiarygodności raz utraconej nie daje się odzyskać.

Bardzo ważne jest także, aby działania pomocowe odbywały się w poszanowaniu prawa. Czasami to nie jest łatwe, bo prawo w Polsce nie jest doskonałe i bardzo często się zmienia. Teraz też widzimy, jak mści się na nas brak wypracowanej polityki migracyjnej i integracyjnej. Wszystko robimy „na już”, w biegu... Przez lata mówiliśmy, że brak przemyślanej strategii w zakresie imigracji i polityki uchodźczej może się źle skończyć. Niektóre samorządy nie chciały czekać i budowały własne programy integracji imigrantów (np. w Gdańsku, a ostatnio także w naszym województwie). Ale nic nie zastąpi sensownej i długofalowej polityki państwowej. Niestety, widzimy, jak wiele jest w tym zakresie deficytów, które na szczęście są minimalizowane powszechnym zaangażowaniem ludzi oraz samorządów. Ten oddolny zryw jest pełen najwyższego uznania, ale na nim daleko nie zajedziemy. Dlatego należy mieć nadzieję, że szybko pojawią się odpowiednie regulacje prawne i rozwiązania finansowe dotyczące edukacji, zdrowia, zatrudnienia, opieki socjalnej, mieszkalnictwa, możliwości wydatkowania środków samorządowych itd. Można powiedzieć, ze deklaracje ministrów nie rozwiązują problemów. Potrzebne są procedury, jasne przepisy, zaangażowanie instytucji itd.

JAKIE Z TEGO WNIOSKI DLA NAS?

Kryzys, którego jesteśmy świadkami, będzie miał także ważne skutki dla nas. Każe nam również na nowo stawiać kluczowe pytania o to, co jest ważne nie tylko dla jakości życia, ale też dla naszego bezpieczeństwa. Właśnie teraz okazuje się, jak ważna jest kondycja demokracji, jak bardzo liczą się sojusze z NATO i z USA, jak istotne znaczenie ma nasza pozycja w Unii Europejskiej i dobre relacje z sąsiadami. Dziś Ukraińcy walczą o niepodległą ojczyznę, ale cały czas bardzo mocno podkreślają wagę i znaczenie, jakie mają dla nich wartości europejskie. Mówią, że chcą być w rodzinie wolnych i demokratycznych narodów europejskich.

Czy to nie brzmi jak wyrzut sumienia dla nas? Co im powiemy - że się mylą? Jeśli nie chcemy im tego powiedzieć, to sami powinniśmy szczerze te wartości pielęgnować. A wśród nich najważniejsze są zaufanie i partnerstwo między krajami członkowskimi, przestrzeganie wspólnych reguł, czyli: praworządność i przewidywalność prawa, poszanowanie mniejszości, swobody obywatelskie, przestrzeganie praw człowieka, odrzucanie propagandy itd. Również otwartość granic dla uchodźców i ich ochrona, bo ludzie uciekający przed wojną na nią zasługują. Czy mamy tu czyste sumienie? Dziś w godzinę naszą granicę przekraczają tysiące osób - i co? Nic! Mobilizujemy się i pomagamy. Pokazujemy po prostu, że możemy być dobrzy, empatyczni, pomocni, ofiarni. I chyba lepiej się sami ze sobą czujemy i lepiej o sobie myślimy. Tylko - dlaczego nie potrafiliśmy zrobić tego kilka miesięcy temu?

To powinna być ważna nauka na przyszłość - dla nas wszystkich. Bo nigdy nie wiemy, jaki kryzys czeka za progiem.

NA KONIEC

Nie ulegajmy panice, choć obrazy, które będziemy jeszcze oglądali i opowieści, które do nas dotrą, będą (już są!) straszne. Boimy się - to naturalne. Ale agresorom na tym właśnie zależy, aby sparaliżować naszą wolę działania. Nie możemy temu ulec. Musimy mocno trwać w postanowieniu solidarności z Ukrainą i jej obywatelami, nawet jeśli będzie to wymagało od nas poświęcenia. Utrzymajmy mobilizację, pracujmy systemowo, wspierajmy cierpiących ludzi, otwierajmy swoje serca i pamiętajmy, że przyszłość Ukrainy to także nasza sprawa.

Cezary Obracht-Prondzyński

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do