Reklama

Wielkie serca dla pogorzelców ze Studzienic. Trwa zbiórka na odbudowę domu

07/01/2025 17:01

Agata Żywicka i Daniel Kuźniar oraz ich dzieci w pożarze stracili dach nad głową. Rodzina ze Studzienic ma jednak wsparcie wielu ludzi dobrej woli. Skala pomocy przerosła najśmielsze oczekiwania.

Pożar, do jakiego doszło w piątek 3 stycznia w Studzienicach, niemal kompletnie strawił dach domu jednorodzinnego. Budynek ucierpiał również wewnątrz. Doszczętnie spłonęło użytkowe poddasze i klatka schodowa, a z powodu wysokiej temperatury ucierpiał także parter. Cud i wielkie szczęście, że nikt nie ucierpiał. Mieszkająca tam rodzina w porę zdołała opuścić budynek. 

Zniszczony przez żywioł dom należy do Agaty Żywickiej i Daniela Kuźniara. Pani Agata niechętnie wraca do wydarzeń feralnego piątkowego poranka, ale decyduje się opowiedzieć, co się wówczas wydarzyło. - Prowadząc piekarnię, pracujemy w nocy. Zazwyczaj po powrocie do domu rano odsypiamy robotę za dnia. Tym razem jednak nie byliśmy przesadnie zmęczeni. Postanowiliśmy odpocząć przy rozpalonym kominku - mówi Agata Żywicka.

Pierwszy sygnał ostrzegawczy dały psy przebywające w domu. - Kochamy zwierzęta. Mieszka z nami pięć psów i kot. Psiaki często robią u nas za dzwonek, kiedy tylko wyczują lub usłyszą kogoś na zewnątrz. To one nas zaalarmowały. Przez okno zauważyłam sąsiada, jak machał do nas, wskazując ku górze, na dach. Okazało się, że dom płonie – mówi pani Agata.

Pan Daniel poszedł na piętro sprawdzić, co dokładnie się dzieje. Szybko dostrzegł dym. Od razu wyprowadził z pokoi nastoletnie dzieci, syna Szymona oraz córkę Kingę. - Syn zdążył jedynie wskoczyć w kalosze, córka oblekła się w pierwszy lepszy koc, zabierając ze sobą kota. Kiedy zbiegali na dół, na męża i dzieci leciały już iskry, czy niewielkie płonące fragmenty drewna. Już będąc na zewnątrz, gdy kierowaliśmy się ku bramie, pod posesję zajechał pierwszy wóz strażacki, bodajże druhowie z OSP Studzienice – mówi pani Agata. 

Łącznie w akcji gaszenia pożaru udział wzięło aż 12 zastępów strażaków, w tym zestaw z cysterną, w sumie ok. 40 ratowników. - Widziało się lub słyszało, że pali się u kogoś innego. Teraz to działo się w naszym domu. Coś strasznego. Nie życzę nikomu przez to przechodzić – mówi pani Agata. Właściciele domu czekają jeszcze na ekspertyzę. Najprawdopodobniej pożar rozprzestrzenił się na dom z komina budynku.

Dopiero po wszystkim właściciele zobaczyli, jak wielkie są straty. W dachu płomienie wypaliły wielką dziurę, całkowicie niszcząc jego poszycie. Do niczego nie nadają się przepalone dachówki  oraz te usunięte przez strażaków podczas akcji. Poddasze spłonęło doszczętnie, podobnie klatka schodowa. Została na niej jedynie zwęglona, kiedyś piękna balustrada. Zdjęcia i obrazy wręcz wtopiły się w ścianę. Widok jest naprawdę przejmujący.

Straty idą w setki tysięcy złotych. - Szacujemy się je na ok. pół miliona złotych. Zostały właściwie tylko ściany. Na poddaszu nie zostało właściwie nic. Ogień strawił nie tylko drewniane elementy wykończenia, ale też meble i wszystkie urządzenia elektroniczne. Podobnie jest na klatce. Nawet na parterze wszystko jest zniszczone przez wodę użytą w akcji. W pewnym momencie pytałam strażaków, czemu nie wchodzą do środka, żeby ugasić choćby parter. Szybko mnie uświadomili, że powietrze z zewnątrz jedynie podsyciłoby ogień – mówi pani Agata. 

Na szczęście rodzina ze Studzienic nie została pozostawiona sama sobie. Zamieszkała u sąsiada, dobrego znajomego, który obok posiada dom letniskowy. Pomoc zaoferowało też wielu ludzi dobrej woli. Pomógł również wójt Bogdan Ryś, zresztą obecny podczas akcji ratowniczej. Włodarz gminy Studzienice już w dniu pożaru sprowadził kontener na odpady z firmy Elwoz, a następnego dnia drugi. - Wielka pomoc, za którą serdecznie panu wójtowi dziękujemy. To ważny gest, a zarazem konkretna pomoc, bo wywóz i utylizacja takich odpadów wiąże się ze sporymi kosztami, o czym wcześniej nie miałam pojęcia – mówi pani Agata.

W sobotę jeszcze dwa kontenery z własnej inicjatywy podstawiły inne osoby. Tego samego dnia w ramach spontanicznej akcji pod spalonym domem pojawiło się prawie 25 osób chcących pomóc pogorzelcom. Przyszli strażacy, rodzina, znajomi, ale też zupełnie obcy ludzie. - Nie mogłam uwierzyć, że tyle osób chce pomóc. Z budynku udało się wynieść sporo zniszczonych rzeczy, sprzętu oraz ubrania, które jeszcze nadawały się do użytku. Sami je potem u siebie prali, suszyli. Niesamowite. Nie mogliśmy im zaoferować nic, bo w dom jest zniszczony, nie ma ogrzewania, ani prądu. Moja mama przygotowała więc gorącą grochówkę, żeby ludzie mogli coś zjeść przy pracy i się rozgrzać – mówi pani Agata. 

Rodzina pani Agaty i pana Daniela uruchomiła zbiórkę środków na odbudowę zniszczonego przez pożar domu, aby znów nadawał się do zamieszkania. Celem jest zebranie 400 tys. zł. Obecnie, po zaledwie trzech dniach, na jej koncie jest już prawie 75 tys. zł. - Ogromne zaskoczenie, że tyle osób chce pomóc. Nie mam słów, żeby opisać naszą wdzięczność. Kiedy pojawiają się kolejne wpłaty, od znajomych i kompletnie nieznanych nam osób, chce mi się płakać. Kontaktuje się z nami wielu ludzi, oferując wszelaką pomoc, od najbardziej podstawowej w formie artykułów codziennego użytku, po specjalistyczny sprzęt budowlany. Zawsze wierzyłam w ludzi i w to, że dobro wraca. Teraz przekonuję się o tym na własnej skórze. Brakuje słów, by wyrazić naszą wdzięczność – mówi wyraźnie wzruszona pani Agata.

Zbiórka pieniędzy na odbudowę domu w Studzienicach odbywa się za pośrednictwem portalu zrzutka.pl – LINK. Pomóc może każdy, a każda złotówka ma znaczenie.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 07/01/2025 17:12
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do