
Mróz sięgający - 40 stopni Celsjusza, wiatr o prędkości powyżej 12 stopni w skali Beauforta. Czy w takich warunkach można jeździć maluchem? W Bytowie jest samochód, który dwa razy dojechał na Nordkapp, czyli wysuniętego najdalej na północ miejsca na naszym kontynencie, do którego prowadzi asfaltowa droga.
NARODZINY PASJI
Zaczęło się od konkursu geograficznego w szkole podstawowej. - Wygrałem taki poświęcony regionom polarnym. Poznałem wtedy historię wypraw na północ, dowiedziałem się też sporo o Szwecji i Norwegii - opowiada o początkach pasji podróżniczej Robert Dominiak, który od 2010 r. mieszka w Bytowie. Później, w liceum, rozwinęło się kolejne zainteresowanie - historia statystyczna motoryzacji. - Do dziś powstała baza danych obejmująca dane techniczne wszystkich wyprodukowanych samochodów skatalogowana w ponad 300 tabelach - dodaje.
Pierwszą samodzielną dłuższą podróż odbył jeszcze w liceum w 1987 r. Objechał wtedy z kolegą Polskę. - Miałem 18 lat, a to czas, gdy nie trzeba wiele. Spakowaliśmy namiot, chwyciliśmy za rowery i ruszyliśmy. Pamiętam, że nasz najdłuższy dzienny dystans sięgnął 225 km - wspomina początki podróżowania. Nic dziwnego, że po liceum wybrał się do studium hotelarsko-turystycznego. Świetnie opanował język angielski i po ukończeniu szkoły rozpoczął pracę pilota wycieczek. - Tu znowu do głosu doszło moje zamiłowanie do tworzenia tabel, ponieważ przy planowaniu wyjazdów przydaje się również „czysta matematyka” - mówi R. Dominiak.
WIEDZIAŁEM, ŻE WRÓCĘ
Północną Norwegię po raz pierwszy zobaczył w 1997 r. Pojechał tam jako pilot wycieczki autokarowej. Najbardziej urzekł go Nordkapp. Już po pierwszym sezonie wyjazdów na Północ powiedziałem mojemu ówczesnemu szefowi, że chcę tam wrócić, ale sam, samochodem osobowym. Wtedy jednak nie było mnie na to stać - wspomina. Nie przestał marzyć o tej wyprawie. Do tematu wrócił w 2008 r. - Siedziałem w Lipnicy z przyszłą żoną i rozmawialiśmy o podróży na Nordkapp. Stwierdziliśmy, że trzeba tam jechać, ale nie latem, bo to by było za proste. Zaczęliśmy planować zimową wyprawę, która jeszcze bardziej działała na wyobraźnię. Pomyślałem o podróży samochodem, który pozornie się do tego nie nadaje, czyli maluchem. Wciąż miałem sentyment do tej marki, bo kiedyś mieli takie tata i wujek. Maluch był też pierwszym moim autem. I choć w 2008 r. jeździłem już czymś „lepszym”, zacząłem szukać fiata 126p - opowiada z uśmiechem R. Dominiak.
Na odpowiedni samochód trafił na południu Polski, w Zabrzu, u człowieka, który zajmował się sprzedażą wyłącznie maluchów. - Był w idealnym stanie, więc nie musiałem w nim zbyt wiele robić. Pojeździłem trochę, aby przekonać się, czy dobrze wybrałem. Pod koniec roku zaprowadziłem fiata do mechanika. Adam przeprowadził serwis, ale niczego nie ulepszał. Zależało mi, by maluch był fabryczny, bez żadnych dodatkowych rzeczy, nawet radia, które wymontowałem. Jedynym, co dołożyliśmy, to dwa reflektory dalekosiężne, które bardzo się przydały w podróży. Na północy zimą panuje przecież noc polarna, czyli przez większość doby jest ciemno - mówi R. Dominiak.
DOJECHAŁ I WRÓCIŁ
Pierwszy swój Rajd Transscandinavia rozpoczął 12.01.2009 r. Wyruszył z rodzinnego Piastowa pod Warszawą, przez Bytów, do Trójmiasta, skąd promem po 19 godzinach dotarł do Szwecji. Stamtąd autem w ciągu kilku dni dojechał do celu. - Na zdobycie Nordkapp dałem sobie 3 dni. W 2009 r. ostatnie 13 km nie było dostępne zimą dla prywatnych samochodów, drogę zamykał szlaban. Na sam Nordkapp dotarłem z pobliskiej miejscowości w konwoju specjalnym autobusem. Do szlabanu dojechałem następnego dnia pokonując najtrudniejszy etap podczas całej wyprawy - wspomina. Łatwo nie było, bo gdy w połowie wzniesienia zatrzymał się, by zrobić zdjęcie, musiał cofać 2 km aż do płaskiego odcinka, aby z rozpędu pokonać pochyłość. Przy tym celowo jechał „po angielsku”. - Nie ma tam barierek ochronnych, choć miejscami po obu stronach drogi są przepaście. Jeśli wieje wiatr, to takim małym autem potrafi nieźle miotać. Wolę nie wspominać, co czułem zjeżdżając w dół - dodaje podróżnik. Poruszanie się na północ od Koła Podbiegunowego w ogóle jest bardzo trudne. Jeśli nie panuje potężny mróz, to pada śnieg lub wieje bardzo silny wiatr, a do tego prawie całą dobę jest ciemno. - Poza tym podróżuje się przez pustkowia, często kilkadziesiąt kilometrów od zamieszkałych miejsc. Bardzo przydają się reflektory dalekosiężne ze względu na wybiegające lub siedzące na drodze renifery, łosie - opowiada R. Dominiak.
Właściciela fiata 126p najbardziej cieszyło to, że auto okazało się bezawaryjne. Jednego dnia pokonał w Finlandii 721 km przy mrozie przekraczającym miejscami - 30 o C. - Poza tym wzbudzał sensację. W Laponii tak się spodobał jej mieszkańcowi, że chciał kupić auto - dodaje. Łącznie podczas wyprawy maluch przejechał 5197 km.
Przez kolejne kilka lat fiacik miał wolne od tak długich podróży. Właściciel jeździł nim po Polsce z wypadami do Czech i na Litwę. Do Norwegii wrócił już na bytowskich rejestracjach w 2015 r.
NORDKAPP INACZEJ
Jeszcze w 2010 r. wybrał się na kolejną zimową wyprawę na Północ, z klientami, ich samochodem. Choć była to nowoczesna Toyota, nie udało się wjechać na Nordkapp. Próba podejścia pieszo zakończyła się 5 km przed celem. O pieszym zdobyciu tego miejsca bytowiak nie przestał jednak myśleć. Rok później wybrał się tam z Basią. Samolotem, a potem autem dotarli aż pod szlaban. - Za szybą zostawiliśmy numer telefonu, żeby w razie czego obsługa drogi mogła się z nami skontaktować. Te 13 km pokonaliśmy w 2 godz. 40 minut. Panowała temperatura w okolicy 0 stopni Celsjusza, ale wiedzieliśmy, że gdyby spadła o 2-3 stopnie, nie udałoby się dojść. To dlatego, że wiał przeraźliwy wiatr, który bardzo wychładzał. Do tego nie słyszeliśmy się oddaleni zaledwie o metr - wspomina Robert. Do auta musieli wrócić z obsługą trasy, bo warunki atmosferyczne bardzo się pogorszyły.
W 2012 r. z żoną wpadli na pomysł przejechania najbardziej widokowych tras na północy Norwegii. - Ta wyprawa charakteryzowała się wyjątkowo niskimi temperaturami na poziomie - 30 stopni C, a rekordowa sięgnęła - 38 - wspomina Robert.
Kolejny raz na północ bytowiacy wybrali się autem zimą 2013 r. Plan był taki, by dotrzeć na Przylądek Nordkinn, gdzie znajduje się najbardziej na północ wysunięty punkt Europy na stałym lądzie (Nordkapp leży na wyspie). To miejsce lądem dostępne jest tylko latem. - Dlatego jedyna droga zimą to woda. Wynajęliśmy więc łódź motorową, a ostatnie 200 m do brzegu pokonaliśmy łódką wiosłową. Wyskoczyliśmy na kamienie, a potem 1,5 km wędrówki po zamarzniętym wodospadzie i bagnach, gdzie jedynym wyznacznikiem drogi był GPS. Po 2,5 godz. wróciliśmy do łódki - opowiada.
MALUCH ZNOWU W DRODZE
Latem ubiegłego roku bytowiacy postanowili znowu zdobyć Nordkapp swoim fiatem 126p. Wyruszył tak jak przed pięcioma laty z Piastowa do Bytowa, ale już we Włocławku na dziurawej drodze oberwał się tłumik. - Nie udało odkręcić jednej ze śrub. To banalna naprawa, ale fiat został w Bytowie, bo nie chciałem jechać 5 tys. km z tłumikiem przykręconym tylko na 3 z 4 śrub - mówi. Maluch został w kraju, ale wyprawa i tak się odbyła. Innym autem po raz pierwszy wjechali w konwoju na Nordkapp. Rok później to samo udało im się maluchem.
Minęło 6 lat, od kiedy pierwszy raz czerwony mały fiat dojechał na północ Norwegii. Okazało się, że mimo upływu czasu, auto nadal jest w świetnej formie. - Potwierdził to mechanik, do którego zaprowadziłem go w listopadzie. Zacząłem też poszukiwania opon z kolcami, co niestety nie wyszło, bo takich małych nie produkują. Napisałem więc do obsługi konwoju drogi na Nordkapp, czy auto z takimi parametrami wpuszczą na trasę. Odpisali, że nie widzą przeszkód, wystarczą łańcuchy na koła - opowiada Robert.
DOTARŁ DO CELU
W drogę na Nordkapp maluch wyruszył 27.01. br. Jak zwykle podróż rozpoczęła się z Piastowa, skąd przez Trójmiasto promem dotarł do Szwecji, a dalej ze Sztokholmu drogą morską do Helsinek. - W trasie stuknął mi tysięczny dzień moich podróży na Nordkapp. Tyle uzbierało się w ciągu tych lat - śmieje się Robert. Z Helsinek ruszył maluchem do Rovaniemi, dokąd samolotem dotarła żona, która jako nauczycielka w szkole w Borowym Młynie musiała zaczekać na ferie. Na wyspie zarezerwowali sobie 3 dni, by mieć większe szanse na „trafienie” z pogodą. - Ustawiliśmy się w kolejce za pługiem, który ruszał spod szlabanu. Byliśmy pierwsi, ale dołączył wielki mercedes, więc ustąpiłem mu, bo wiadomo, że pojedzie szybciej. Podczas zakładania łańcuchów do krwi popękała mi skóra na dłoniach, bo choć było „ledwie” - 10 stopni C, to wiał silny wiatr, który potęgował zimno. Nie czułem jednak tego, tak byłem przejęty. Zauważyłem to dopiero na miejscu - mówi nie bez emocji o wyprawie sprzed miesiąca bytowiak.
Ruszyli punktualnie o godz. 11.00. Pług jechał bardzo szybko, by z rozpędu zgarniać nawiany śnieg, za nim podążał mercedes, który miał koła wielkości malucha. - Za nimi swoim tempem jechaliśmy my, a z tyłu mieliśmy jeszcze 2 motocykle z koszami. Ich kierowcy byli w lepszej sytuacji, bo mieli opony z kolcami. Ja najbardziej obawiałem się o łańcuchy. W innej sytuacji zatrzymałbym się i sprawdził, czy dobrze je dociągnąłem, a tak musiałem zaryzykować i przejechać te 13 km w strasznym hałasie, zwłaszcza na odcinkach, z których zwiało śnieg i wysuszyło lód - mówi. Wreszcie, jadąc z prędkością od 20 do 45 km/h, po 25 minutach stanęli pod Nordkappem. Jesteśmy chyba jedynymi Polakami, którzy wjechali tam fiatem 126p, a na pewno był to pierwszy maluch z rejestracją GBY - śmieje się R. Dominiak.
Obsługa tamtejszego centrum dla turystów witała ich jak starych znajomych. Powrót planowali z opłynięciem na pokładzie statku przylądka Nordkinn. Udało się, ale późniejszą trasę trzeba było zmienić z powodu wyjątkowo silnego sztormu i śnieżycy. W Mehamn zamiast jednej nocy spędzili 3 dni czekając na kolejny statek, który nie dopłynął. Po 3 dniach, wykorzystując kilka godzin ciszy między sztormami, postanowili uciekać lądem. - Zawiewany śnieg sprawiał, że widoczność spadała do zera. Drogę wyznaczały tylko czerwone tyczki na poboczach. To były wyjątkowo trudne kilometry - wspomina bytowiak. Samochód zawsze odpalał za pierwszym razem, nigdy nie zawiódł. Co ciekawe, średnie spalanie miał takie samo jak 6 lat wcześniej. Osiągi malucha podczas obu wypraw prześledzić można na stronie www.rdmory.strefa.pl, na której R. Dominiak zamieścił szczegółowe relacje ze swoich rajdów Transscandinavia.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie