
O komunikacji miejskiej w Bytowie, która ma ruszyć być może już za ponad rok, rozmawiamy z burmistrzem Ryszardem Sylką.
„Kurier Bytowski”: Komunikacja miejska w naszym mieście to temat z coraz dłuższą brodą. Czy kolejne przymiarki władz Bytowa to nie następna dyskusja o liniach autobusowych, która skończy się na słowach?
Ryszard Sylka: Nie ma się czemu dziwić, że władze i mieszkańcy o tym mówią. Od kiedy miasto zaczęło nam się zatykać w godzinach szczytu, takie rozwiązanie, tj. wprowadzenie transportu publicznego samo się narzuca. Bytów co prawda należy do grona małych pomorskich miast, lecz jednocześnie jest rozległy. Poza tym charakteryzuje się silną polaryzacją przestrzenną, to znaczy zakłady pracy skoncentrowane na jednym końcu w tzw. kwartale przemysłowym, a wielu ludzi mieszka po przeciwnej stronie. Na to nakłada się jeszcze rozmieszczenie szkół, zwłaszcza ponadgimnazjalnych, sklepów, obiektów sportowo-rekreacyjnych. Bytowiacy dojeżdżają do nich swoimi samochodami. Każdy, kto z nich korzysta zgodzi się, że aktualny układ komunikacyjny miasta wymaga usprawnienia, począwszy od modernizacji i poprawy parametrów istniejących ulic, przez wyznaczenie przebiegu i realizację nowych dróg zbiorczych, aż po uruchomienie publicznej komunikacji.
Może jednak wystarczy tylko przebudować kilka ulic, np. Sikorskiego, albo wytyczyć drogę spinającą kwartał przemysłowy, czy obwodnicę, zamiast zabierać się za miejskie autobusy?
Obwodnica nie rozwiąże sprawy. Główny problem to nie natężenie ruchu tranzytowego, ale wewnętrznego. W ocenie Wojewódzkiego Zarządu Dróg tranzyt w naszym mieście ciągle nie jest zbyt wielki. Musimy też zdawać sobie sprawę, że ewentualna inwestycja byłaby bardzo kosztowna, niemożliwa wręcz do zrealizowania przez miasto, ani nawet przy jego znaczącym współudziale. Z kolei jeżeli chodzi o przebudowę ul. Sikorskiego, to nie za bardzo mamy na to miejsce, a tam gdzie jest, wkrótce do niej dojdzie. Mam na myśli skrzyżowanie z ul. Kochanowskiego. Z kolei budowa spięcia Mądrzechowa przez północne osiedla miasta z kwartałem przemysłowym, choć planowana, nie rozładuje znacząco korków.
Chce pan powiedzieć, że bez komunikacji miejskiej ani rusz?
Tak. To znaczy taką mam nadzieję. Zmniejszenie liczby samochodów na naszych ulicach, zwłaszcza w godzinach szczytu, to główny cel wprowadzenia miejskiej komunikacji. Nie chodzi jednak tylko o to. Chcemy udostępnić to, co oferuje Bytów, wszystkim obywatelom naszej gminy. Komunikacja ma ułatwić mieszkańcom sołectw dojazd do Bytowa i powrót do domu przez cały dzień, również w godzinach wieczornych. Nieco perspektywicznym celem, ale nie uważam, że zbyt odległym, jest pomoc bytowskim przedsiębiorcom w funkcjonowaniu ich zakładów w pewnej odległości od Bytowa np. w Udorpiu lub w Niezabyszewie. Autobusy powinny załatwić problem dowożenia pracowników. Ten aspekt w swoich rozważaniach uważam za bardzo istotny, zwłaszcza obecnie, gdy dostrzegamy brak nowych terenów inwestycyjnych. W ostatnich latach oddano do użytku ponad 200 miejsc parkingowych w centrum Bytowa. Pomimo wspomnianej już polaryzacji przestrzennej usług w naszym mieście i potrzebie przemieszczania się z jednego końca miasta na drugi, obserwujemy wyjątkowe zatłoczenie w centrum Bytowa, zwłaszcza w soboty i dni handlowe. Wprowadzenie komunikacji zbiorczej na pewno wpłynie pozytywnie na udrożnienie tej części naszej gminy. Znaczenie ma też strona ekologiczna, tj. emisji spalin. Autobusy wykluczą kilkadziesiąt do kilkuset aut z codziennego ruchu.
No to porozmawiajmy o szczegółach. Kto miałby się zająć obsługą tej komunikacji. W tej chwili Bytów nie posiada firmy komunalnej i nie ma zamiaru takiej tworzyć...
Ale może, np. w porozumieniu z powiatem, do którego należy największy u nas przewoźnik osób, czyli PKS. Choć nie jest to jedyne rozwiązanie, jakie bierzemy pod uwagę...
Starostwo właśnie przygotowuje postępowanie na udzielenie koncesji na transport publiczny na swoich liniach. Wiele wskazuje na to, że największe szanse na jej uzyskanie ma bytowski PKS. Czy nie boi się pan, że kolejne zlecenie, tym razem na komunikację miejską, nie przekształci PKS-u w komunalnego molocha, doprowadzając do wycięcia lokalnej konkurencji? Jeżeli do tego dojdzie, to PKS będzie narzucał warunki, a nie ratusz.
Nie upieramy się przy tym rozwiązaniu. Naszym głównym kryterium będzie realny wpływ na to, jak wydaje się złotówki z budżetu miasta na naszą komunikację. Tak chcemy podpisać umowę z firmą, która się nią zajmie, by wypowiedzenie jej, w wypadku niejasności albo nieudolności, nastąpiło szybko i sprawnie. Zresztą nie rozstrzygnęliśmy jeszcze, czy przejazdy naszymi autobusami będą płatne czy darmowe. Oba rozwiązania mają plusy i minusy. Przyznam, że bezpłatne przejazdy mogą zachęcić do porzucenia samochodów i sprawić, że autobusy rzeczywiście będą publiczne, że każdy bez względu na zamożność będzie mógł z nich skorzystać.
Ale kasa miejska będzie musiała dopłacać, bo za darmo autobusy nie pojadą...
Szacujemy, w zależności od zakresu zadania, od 0,5 do 1 mln zł. Kolejny koszt to zakup autobusów. Zakładamy, że będziemy się starać o wsparcie na 3 pojazdy. To koszt ok. 2,5-3 mln zł. Liczymy, że otrzymamy na to 85% dofinansowania. Z drugiej strony biorąc to wsparcie zobowiązujemy się, że komunikacja będzie funkcjonować przez minimum 5 lat.
Przy tym poziomie finansowania i założeniu, że komunikacja będzie bezpłatna, na ile linii możemy liczyć?
Prawdopodobnie na trzy. Załóżmy, że dwa autobusy obsługiwałyby miasto, a jeden wiejską część gminy. Choć pewnie sztywno nie będziemy się tego trzymać. To musi być racjonalne rozwiązanie. Dobrze byłoby tak wszystko zaplanować, by wieczorem, np. ok. godz. 21.00 ktoś z Gostkowa czy Niezabyszewa mógł wrócić ostatnim kursem do siebie.
Skoro autobusy miałyby wyjechać z miasta, może warto przedłużyć linie do np. Ugoszczy i Studzienic, a z drugiej strony do Borzytuchomia czy Dąbrówki. W końcu zakup autobusów stanowi część działań w ramach tzw. miejskiego obszaru funkcjonalnego. Borzytuchom i Studzienice też do niego wchodzą.
To pytanie nie do mnie. My nie będziemy mieli nic przeciwko. Jednak przedłużenie linii na pewno pociągnie za sobą zwiększenie kosztów, zwłaszcza gdyby przyjąć bezpłatny wariant. Jeżeli więc miałoby do tego dojść, to oczekiwalibyśmy, że wspomniane gminy wzięłyby na siebie część finansowania komunikacji. Sądzę, że skorzystałby nie tylko przemysł zlokalizowany w mieście i jego bezpośrednim pobliżu, ale z drugiej strony również wymienione gminy i ich mieszkańcy. Ludziom łatwiej przychodziłoby też podjęcie decyzji o wybudowaniu się poza miastem. Tak oddziaływała linia kolejowa do Lipusza, kiedy jeszcze jeździły nią pociągi. Wtedy do wsi, które miały swoje przystanki, ludzie się chętniej przeprowadzali.
Pozostaje jeszcze dopytać o termin.
Dobrze, by linie zaczęły funkcjonować jeszcze przed uruchomieniem połączenia kolejowego do Lipusza. Ludzie przyzwyczailiby się do autobusów, a pociągi stałyby się kolejnym impulsem do korzystania z nich, nie mówiąc o ułatwieniu dla kolejowych pasażerów. Może więc byłby to początek 2018 lub 2019 r.
Jednak wcześniej, tj. do wiosny 2017 r., liczę na uwagi ze strony bytowiaków. Jeżeli ktoś ma pomysły, uważa, że linie powinny wyglądać w konkretny sposób itp., proszę o takie głosy. To poważna i skomplikowana operacja. Przyda się zbiorowe myślenie.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!