
Jak urodziny, to zazwyczaj tort. Nie zabrakło go w bytowskiej „Pierogarni”, która w tym tygodniu obchodzi swoje 10-lecie.
To nietypowy lokal. O ile otwiera swoje podwoje o godz. 10.00, to już czas zamknięcia zależy od tego, kiedy wydany zostanie ostatni przygotowany na dany dzień posiłek. Bywa, że to godz. 18.00, ale zdarza się, że i o wcześniejszej godzinie. Co więcej, jednym z dwóch stałych punktów krótkiego jadłospisu są pierogi. - W tej chwili oferujemy 13 rodzajów - mówi Barbara Lewandowska, która z mężem Ryszardem prowadzi pierogarnię przy ul. Podzamcze w Bytowie. Drugim daniem, które tu dostaniemy na co dzień, jest placek po węgiersku. Reszta, tzn. zupa i danie główne, zmieniane jest każdego dnia. - Gotujemy to, co podsuną nam nasi klienci. Pytam ich, jaką zupę zjedliby jutro - mówi szefowa. Wyjątek stanowi wtorek, kiedy serwowana jest golonka.
Lokal mieści się na niewielkiej posesji B. Lewandowskiej. Wcześniej w tym miejscu działał punkt oferujący okucia meblowe, a przed nim przez ok. 2 lata „Almada”, czyli restauracja z dancingami na świeżym powietrzu. - Po tym, kiedy wyprowadziły się od nas okucia meblowe, dałam ogłoszenie, że wydzierżawię ten lokal. Wtedy przyszła do mnie znajoma i zaproponowała, że go wynajmie. Chciała prowadzić tu restaurację. Zaskoczyła mnie. Kiedy jednak sobie pomyślałam, że ktoś pod moim nosem ma prowadzić taką działalność, to stwierdziłam, że nie. W końcu ja też jestem kucharką. Dostałam dotację z Urzędu Pracy i zaczęliśmy z mężem. On na początku umiał jedynie wodę zagotować, ale z czasem się nauczył - wspomina B. Lewandowska.
Jednak jej związki z kuchnią są znacznie dłuższe niż „Pierogarnia” czy „Almada”. - W tym zawodzie pracuję od 40 lat. Uczennicą byłam w „Kaszubiance”. Wiele lat gotowałam na weselach. Pracowałam też w Bismarcku, prowadziłam stołówkę w Wirelandzie itd. - mówi szefowa.
Pierogi to jednak konik B. Lewandowskiej i jej ekipy. W te wakacje potrafiła dziennie sprzedać nawet 800-900 sztuk. - Zamawiało je wielu turystów - mówi szefowa. - Staram się je robić inaczej niż zwykle. Farsze przygotowuje mój mąż. Teraz zamierzam wprowadzić nowe, tj. chińskie - zdradza.
Poza sezonem lokal wydaje ponad 100 posiłków dziennie. Wielu klientów to stali goście. Zupa z chlebem kosztuje tu 6 zł.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!