
Nasze pociechy od blisko miesiąca siedzą w domu. Coraz więcej osób zadaje pytanie, czy i ile trzeba zapłacić za przedszkole i żłobek.
- To trudny temat na początku miesiąca. Przychodzi czas regulowania rachunków i trapi wiele rodzin. Mam dwójkę małych dzieci, za które co miesiąc płacimy ponad 700 zł. Znajomi, którzy są w podobnej sytuacji, dzwonią do mnie i dopytują, co robić. W niektórych przedszkolach opłaty obniżono od 15 do nawet 50%. Są placówki, które nie pobierają żadnych pieniędzy za czas, kiedy dzieci siedzą w domu. To ważne dla ludzi, którzy albo stracili dochody, albo mają je znacznie uszczuplone. Rodzice chcą być fair, bo wiedzą, że wszystkim jest trudno. Ale myślę, że obniżenie o połowę opłaty byłoby w porządku i pozwoliłoby utrzymać każdą placówkę. Nie byłoby uczciwe, gdyby dzieci siedziały w domu, a rodzice musieliby płacić pełną stawkę, która często jest dość dużą kwotą - mówi jedna z mam, dodając: - Nie wiemy, ile to jeszcze potrwa - miesiąc, dwa, trzy, cztery miesiące? Kwoty za przedszkole, które do tej pory wydawały nam się przystępne, teraz robią się znaczące dla domowego budżetu. Coraz częściej oglądamy złotówkę z każdej strony, zanim ją wydamy. A siedząc w domu wydatki też mam większe. Zajmując się dziećmi, sama muszę kupić te wszystkie wyklejanki i materiały do zajęć. Jestem zadowolona z mojego przedszkola, dlatego zależy mi na tym, aby przetrwało. Myślę jednak, że obniżenie stałych kosztów o połowę byłoby uczciwym rozwiązaniem.
Co na to przedsiębiorcy, którzy mimo że ich placówki nie pracują, ponoszą koszty stałe? - Nasz żłobek podobnie jak większość w Bytowie otrzymał dotację z programu Maluch+, dlatego nie możemy przerwać pracy. Jesteśmy w stanie gotowości, aby być w zgodzie z przepisami. Rozumiemy jednak sytuację rodziców, dlatego zaoferowaliśmy obniżki opłat stałych w takiej wysokości, na jakie jest nas w obecnej sytuacji stać. Rodzice płacą za nie 80%, a nic za wyżywienie. Tak samo jest w naszym przedszkolu. Nie wiem, co będzie w kolejnym miesiącu. Decyzję będę podejmowała z miesiąca na miesiąc. Obniżę opłatę na tyle, na ile będzie nas stać. Ze strony rodziców słyszałam, że inne przedszkola zastosowały nawet 50% bonifikatę. Jednak z tego co wiem, część z tych placówek działających w obiektach gminnych skorzystała z rozporządzenia burmistrza, zwalniającego ich z czynszu za dzierżawę. To dla nich ok. kilkanaście tysięcy mniej kosztów miesięcznie. Dzięki temu są w stanie dać rodzicom większą zniżkę. Pozostałych placówek, działających w prywatnych obiektach, które płacą pełne koszty lub spłacają kredyt za kupno lub budowę, nie stać na tak duże obniżki. Mniejsze wpływy z opłat oznaczałyby automatycznie, że któryś z pracowników straci pracę. Do tego dopuścić nie mogę, bo dużo zainwestowałam w szkolenia kadry. Zatrudniając do 9 pracowników, mogłabym skorzystać ze zwolnienia z ZUS w ramach tarczy antykryzysowej. Wtedy oszczędności pozwoliłby nawet na rezygnację z opłaty. Ale zatrudniamy ponad 20 ludzi, dlatego nie otrzymamy żadnej pomocy, ani gminnej ani rządowej - mówi Marlena Jabłońska, właścicielka Niepublicznego Żłobka i Przedszkola „Przyjaciele Myszki Miki” w Rzepnicy. W tej placówce opłata stała wynosi 250 zł. W kwietniu rodzice mogą skorzystać z 20% obniżki na pierwsze dziecko. - Mamy przypadki, że chodzi do nas rodzeństwo lub nawet troje dzieci. W tym przypadku na drugie dziecko ulga wyniesie 100 zł, czyli 40%, a na trzecie 150 zł, czyli 60%. Do tego pracownicy Druteksu mogą liczyć na 50-procentową dotację zakładu pracy. Nie mieliśmy sytuacji, aby rodzice sprzeciwiali się opłatom. To są zasady na kwiecień. Te za maj przeanalizuję z księgowym. Każda pomoc zewnętrzna może spowodować większe obniżki. Jeżeli pojawią się propozycje wsparcia dla większych pracodawców, to na pewno wpłynie to na wysokość opłat dla rodziców - mówi M. Jabłońska.
Na 50% ulgi mogą liczyć posyłający pociechy do Przedszkola Niepublicznego „Miś Puchatek”. - Rodzicom naszych dzieci już przekazaliśmy informację, że za kwiecień zapłacą połowę opłaty stałej, czyli 100 zł. Dzięki dotacji jakoś sobie radzimy i mamy środki na wypłaty dla pracowników - mówi Katarzyna Kozłowska, dyrektorka placówki. Zaprzecza, że przedszkole zostało zwolnione z czynszu. - Owszem zaraz po tym, jak się ukazało zarządzenie burmistrza o ulgach za wynajmem gminnych lokali, złożyłam wniosek. Na dzień dzisiejszy nie mam żadnej odpowiedzi. W ub. tygodniu otrzymaliśmy fakturę za dzierżawę w kwietniu. Na razie nie wiem, jak mam to interpretować. Ponosimy też inne koszty. Otrzymaliśmy fakturę z Veoli za ogrzewanie w marcu, kiedy ponad połowę miesiąca przedszkole nie pracowało, a rachunek opiewa na ponad 3 tys. zł. Nie kwalifikuje się do żadnych ulg rządowych w ramach tarczy, bo pracowników mam więcej niż dziewięcioro. Problemy mogą pojawić się za jakiś czas, kiedy w dalszym ciągu nie będzie wpływów, a kolejne zobowiązania się pojawią. Czekamy z niepokojem na decyzje w sprawie ograniczeń. Na razie jedyne co wiemy to to, że nie pracujemy do Świąt Wielkanocnych. Nie dopuszczam myśli o zwolnieniach pracowników. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Póki mamy gminną dotację, możemy zapewnić ciągłość wynagrodzeń. Jeżeli nie będzie wpłat od rodziców, trudno nam będzie regulować pozostałe koszty. Myślę, że jest zrozumienie ze strony rodziców, bo nie dotarły do nas sygnały, że opłata w całości powinna być zniesiona. Nie wiemy, co będzie dalej, ale na tę chwilę 50-procentowa bonifikata to uczciwe rozwiązanie - mówi K. Kozłowska.
W podobnej sytuacji są rodzice dzieci do lat 3, które chodzą do największego bytowskiego żłobka. - Liczyliśmy, że w każdej chwili żłobek będzie mógł wznowić pracę, dlatego wciąż ponosimy duże koszty m.in. ogrzewania. Staramy się jednak jakoś związać koniec z końcem, aby było na wynagrodzenia dla pracowników. Nasze panie przygotowały dla podopiecznych wielkanocne prezenty. Liczymy, że sytuacja szybko wróci do normy. Do tego czasu obniżyliśmy opłaty stałe o 50% czyli z 350 do 175 zł. Pojawiły się pierwsze przypadki rodziców, którzy bojąc się o pracę i próbując obcinać wydatki, złożyli wypowiedzenie umowy - mówi Teresa Wojciechowska, współwłaścicielka Żłobka „Jaś i Małgosia” przy ul. Sikorskiego w Bytowie.
W lepszym położeniu są rodzice, których dzieci chodzą do przedszkoli publicznych. - W naszych placówkach średnio za miesiąc płaci się ok. 200 zł. Jednak gdy dziecko nie chodzi, rodzice nie ponoszą kosztów. Za marzec naliczyliśmy opłatę za 11 dni. Jeżeli w kwietniu przedszkola nie zostaną otwarte, rodzice nic nie zapłacą. Nie wpłynie to na płynność placówek, bo wynagrodzenie wypłacane jest w budżetu gminy - mówi Andrzej Hrycyna, kierownik wydziału edukacji, kultury i sportu w Urzędzie Miejskim w Bytowie. Przyznaje, że w gorszej sytuacji są żłobki i przedszkola prywatne. - Jest decyzja ministra, która mówi, że takie placówki będą otrzymywały gminną dotację w takiej samej wysokości jak w ostatnim miesiącu normalnej pracy. Nie pokryją one jednak wszystkich kosztów - mówi A. Hrycyna.
Tymczasem okazuje się, że umorzenie czynszów dla przedszkoli w gminnych obiektach nie jest takie oczywiste. - Tak jak zwykle wypłaciliśmy wszystkie należne dotacje na prowadzenie przedszkoli, dlatego mówienie o stratach nie jest takie oczywiste. Również inne placówki, funkcjonujące w prywatnych obiektach, w tej sytuacji stosują ulgi dla rodziców. Na razie zastanawiamy się, jak rozwiązać tę kwestię - mówi Ryszard Sylka, burmistrz Bytowa.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!