
Huk fajerwerków zwłaszcza w sylwestra przestraszył niejednego zwierzaka. Podobnie było i z 1,5-roczną Nusią, która uciekła tuż przed północą. Po 10 dniach sama wróciła do domu.
- Przyjechałam z narzeczonym do jego rodziców mieszkających w Borzyszkowach. Zabraliśmy ze sobą naszego pieska - Nusię - opowiada Kinga Edel. Psa przygarnęła ze schroniska, gdy miał 5 tygodni. - Bardzo się do niego przywiązaliśmy. Stał się członkiem rodziny - dodaje K. Edel. Niestety, zwierzę przestraszył huk wystrzałów. - Nusia nie była do niego przyzwyczajona. Poprzedniego sylwestra przeżyła w samochodzie, w drodze do Zakopanego - mówi kobieta. Jeszcze przed północą wystrzał jednej z petard przeraził ją do tego stopnia, że uciekła. - Od razu zaczęliśmy jej szukać, ale noworoczny pokaz fajerwerków oznaczał dla nas tylko pogorszenie sytuacji - opowiada K. Edel. Zaglądali w różne zakamarki, nad pobliskie jezioro, do lasu i tak do godz. 2.00 w nocy. - Ponownie zaczęliśmy szukać naszego pupila po godz. 4.00. Pomagali nam znajomi. Niestety, bez rezultatu. Na domiar złego zaczął padać śnieg, temperatura spadła poniżej zera - wspomina K. Edel. Jednocześnie zdjęcie Nusi ze stosowną informacją umieściła na różnych profilach facebookowych m.in. schronisk czy grupy o zaginionych zwierzętach. Plakaty ze zdjęciem Nusi rozwiesiła także w gminach Lipnica i Tuchomie. Bez rezultatu.
- 4.01. zadzwoniła osoba, która widziała naszego pieska pomiędzy Ciemnem a Tuchomiem. Pojawiła się iskra nadziei, że żyje. Jestem ogromnie wdzięczna za ten telefon - mówi K. Edel. Poszukiwania rozpoczęły się na nowo. - Przeszliśmy lasy w pobliżu tych miejscowości, wypytywaliśmy napotkane osoby, ale nikt nic nie widział. Nie mogliśmy nic więcej zrobić - mówi K. Edel. Nadzieja na szczęśliwe zakończenie malała. - Niespodziewanie 9.01. po 10 dniach od zaginięcia otrzymałam telefon od rodziców narzeczonego, że Nusia sama wróciła do Borzyszków. Byłam zaskoczona, nie znała wcześniej tych terenów. Przede wszystkim jednak ogromnie się ucieszyłam. Gdy nas zobaczyła, piszczała ze szczęścia - mówi K. Edel, dodając: - Zawieźliśmy ją do weterynarza. Poza tym, że była wychudzona i miała zranione łapy, nic jej nie dolegało.
Teraz pies odpoczywa i nabiera sił. - Wszystkim, którzy pomogli nam w poszukiwaniach, jestem niezmiernie wdzięczna - mówi K. Edel.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!