Reklama

Jednostka chemiczna straży pożarnej znów w Borzytuchomiu. O chemikaliach raz jeszcze

14/09/2020 17:20

Znów głośno o chemikaliach w Borzytuchomiu. Tymczasem w miejscowości znów pojawili się strażacy z jednostki chemicznej.

Wciąż nie ustalono, kto odpowiada za zatrucie gminnej kanalizacji i oczyszczalni w Borzytuchomiu. Tymczasem przy posesji podejrzewanych o to mieszkańców po raz kolejny pojawili się strażacy ubrani w chemiczne uniformy.

- W sobotę po południu w Borzytuchomiu pojawiło się pełno straży pożarnej i policji. Zabezpieczeni w specjalne stroje ochronne chodzili po jednej z posesji. Przestraszyłam się, że znów coś się stało - opowiada jedna z mieszkanek Borzytuchomia. Do zdarzenia doszło 29.08. - Otrzymaliśmy zgłoszenie z wojewódzkiego centrum powiadamiania ratunkowego o prawdopodobnym wycieku substancji chemicznej z beczek znajdujących się w budynku gospodarczym na jednej z posesji w Borzytuchomiu. Pod wskazany adres pojechała specjalistyczna jednostka ratownictwa chemicznego z Bytowa. Stwierdziliśmy, że w pomieszczeniu gospodarczym znajdują się metalowe beczki zawierające jakąś substancję. Oprócz tłustych zabrudzeń na palecie i drewnianym słupie nie było oznak wycieku. Przeprowadziliśmy badania pod kątem występowania substancji szczególnie niebezpiecznych. Nie stwierdzono takowych. Otrzymaliśmy informacje, że beczki są objęte postępowaniem wyjaśniającym prowadzonym przez policję, dlatego miejsce po zabezpieczeniu przekazaliśmy policji, która również przybyła - mówi Dariusz Kaźmierczak, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Bytowie.

Czy to ciąg dalszy sprawy zatrucia gminnej kanalizacji w Borzytuchomiu? Przypomnijmy, że w połowie maja doszło do skażenia, a w efekcie unieruchomienia tamtejszej oczyszczalni. Instalacja odbierająca ścieki z dużej części gminy wznowiła prace dopiero po kilku tygodniach. Koszty usunięcia awarii i utylizacji substancji, która kanalizacją dostała się do oczyszczalni, gmina szacuje na ok. 140 tys. zł. Podejrzewany o wylanie chemikaliów do kanalizacji jest mieszkaniec Borzytuchomia. Na jego terenie znaleziono więcej beczek wypełnionych chemikaliami. Z racji że podejrzewany o spowodowanie skażenia gminnej sieci jest policjantem, śledztwo w sprawie powierzono Prokuraturze Rejonowej w Słupsku.

Wójt nie ukrywa rozczarowania postępami prokuratury w znalezieniu winnych. - Mam wrażenie, że wyjaśnianie sprawy nie tylko idzie niemrawo, ale ukierunkowane jest na wykazanie winy gminy w tym zakresie. Bo jak można inaczej oceniać działanie odpowiedzialnych za to organów, jeżeli już dzień po zdarzeniu policja zabezpiecza nagrania monitoringu z gminnej oczyszczalni i próbki z naszej działki w Struszewie, gdzie trafiają osady pościekowe, a z drugiej dopiero po miesiącu przysyła biegłego ze Szczecina, który pobrał próbki z beczek, w których znajdowała się substancja wylana do kanalizacji. Przez miesiąc leżały niezabezpieczone na prywatnej posesji. W tym czasie mogło się tam znaleźć wszystko, nawet sok rabarbarowy. Niekoniecznie to, co było na początku - uważa W. Cyba. Włodarz zwrócił się do prokuratury Rejonowej w Słupsku z prośbą o udostępnienie informacji na temat prowadzonego śledztwa. - Odmówiono, nie podając przyczyny. Być może badają zdarzenie w Borzytuchomiu w kontekście chemikaliów znalezionych w Czarnej Dąbrówce i dla dobra śledztwa nie chcą ujawniać szczegółów - mówi W. Cyba. Uważa, że przeciąganie wyjaśnienia sprawy nie pomoże w ustaleniu winnych. - Moim obowiązkiem jest działanie dla dobra gminy. Mieszkańcy stracili 140 tys. zł, które trzeba było wydać na przywrócenie pracy oczyszczalni. Zrobimy wszystko, aby te pieniądze odzyskać - zapowiada wójt Borzytuchomia.

Sprawa ma też inny wątek, który znalazł swój finał w sądzie. Wójt gminy Borzytuchom zaskarżył decyzję Prokuratury Rejonowej w Bytowie, która odmówiła wszczęcia innego śledztwa. To miało wyjaśnić, czy nie doszło do próby bezpodstawnego zatrzymania pracowników gminnych. - Nie może być tak, że policjant przychodzi i mówi do pracowników gminnej oczyszczalni, że są zatrzymani, a potem prokurator uważa, że nic się nie stało. Moim zdaniem pozbawienie wolności to jedna z najwyższych kar. Dlatego nie mogę zgodzić się ze stanowiskiem prokuratury, że nie doszło do nadużycia ze strony policjanta - mówi W. Cyba. Włodarz domaga się od prokuratury w Bytowie wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Już złożył zażalenie do sądu. - Prokurator uznał, że w zdarzeniu nie ma znamion przestępstwa, dlatego zdecydował o odmowie wszczęcia śledztwa. Akta zostały przesłane do Sądu Rejonowego w Bytowie. Czekamy na rozstrzygnięcie - wyjaśnia Małgorzata Jackowska-Borek, zastępca Prokuratora Rejonowego w Bytowie.

Sąd może uchylić zaskarżone postanowienie i nakazać prokuratorowi przeprowadzenie stosownych czynności. Przy okazji pojawia się jednak pytanie. Skoro w doniesieniu wójta chodzi o funkcjonariusza Komendy Powiatowej Policji w Bytowie, dlaczego nie zastosowano zasady przekazania sprawy innej prokuraturze, tak jak to było w przypadku wylania chemikaliów do kolektorów ściekowych? - To jest na etapie odmowy wszczęcia śledztwa. Jest to decyzja bardzo wstępna i mogliśmy tak postąpić. Dopiero gdybyśmy wszczęli postępowanie, sprawę musielibyśmy przekazać - mówi M. Jackowska-Borek.

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do