
Marzył, by przyjechać do Polski… ciągnikiem. Właśnie gości w Przewozie. - Zawsze miałem taki plan, by wybrać się w dłuższą podróż ciągnikiem. Ta do Polski jest pierwsza i zajęła nam z żoną prawie 5 dni. Przejeżdżaliśmy ponad 200 km dziennie w 12-13 godzin. Wyprawę przygotowywałem od stycznia - mówi Heiner Weber (na zdjęciu). Ze swoją drugą połową wyruszył ze Schwalmtal w Niemczech, gdzie mieszkają, ciągnąc przyczepę kempingową. Granicę przekroczyli w Gryfinie. Starali się omijać drogi ekspresowe, nierzadko zjeżdżając z asfaltu. W Przewozie (gm. Studzienice) zatrzymali się po przejechaniu 1131,5 km.
Państwo Weber odwiedziliśmy w Przewozie, rodzinnym domu pani Wiesławy. Oboje przywitali nas uśmiechem. - 10 lat temu pojechałam na zarobek do Niemiec, tam też się poznaliśmy i już zostałam. W Polsce bywamy 4 razy w roku na ważniejsze święta, ale pierwszy raz wybraliśmy się w podróż ciągnikiem - mówi pani Wiesława. Łatwo się zorientować, że podróż sprawiła im wielką frajdę.
- W zeszłym roku na 60 urodziny zażyczyłem sobie, aby rodzina i znajomi nie obdarowywali mnie prezentami, tylko dali pieniądze. Już wtedy zbierałem na podróż ciągnikiem do Polski. W styczniu rozpocząłem przygotowania do wyjazdu. Obliczałem trasę, załatwiłem miesięczne pozwolenie, by poruszać się ciągnikiem poza polami - mówi mąż pani Wiesławy.
- Heiner jest rolnikiem. Całe życie poświęcił gospodarce. Dopiero teraz, po 40 latach pracy, ma czas skorzystać z zasłużonego odpoczynku. Ogranicza nas trochę moja praca, ale dostałam 2-tygodniowy urlop, więc nie zastanawialiśmy się długo i ruszyliśmy - tłumaczy żona, dodając: - Na podróż wybrał ciągnik liczący 26 lat. Zamontował agregat, aby w przyczepie kempingowej był prąd. Kabinę wyposażył tak, abym zmieściła się tam ja i nasz pies. Całą podróż siedzieliśmy obok siebie.
- Największa prędkość, jaką może osiągnąć nasz ciągnik, to 40 km/h, jednak strasznie wtedy trzęsie. My jechaliśmy zazwyczaj 30-32 km/h. To całkowicie inna podróż niż ta samochodem. Poruszaliśmy się wolno, więc mieliśmy czas na dokładne rozglądanie się wokół. Nieraz jechaliśmy brukowaną drogą i tam Heiner musiał zwalniać do 5 km/h. Ja szłam wtedy z pieskiem pieszo, było szybciej - śmieje się pani Wiesława. - Dwa razy przez przypadek wjechaliśmy na autostradę. Do momentu znalezienia zjazdu zakrywałam oczy i uszy. Byłam przerażona - dodaje.
- Ludzie jadący samochodami uśmiechali się i machali do nas. Żałujemy, że nie mieliśmy czasu na zwiedzanie muzeów i innych ciekawych miejsc, które mijaliśmy. Trafiliśmy w Niemczech na pole pełne maków. Gospodarz chciał kupić ode mnie ciągnik i dać mi samochód. Myślał, że oszalałem, wybierając się w taką podróż - przypomina jeden z epizodów rozbawiony Heiner.
Państwo Weber bardzo lubią podróżować. Gdy zapytaliśmy, czy planują jeszcze jakąś podróż ciągnikiem, pani Wiesława, śmiejąc się, kręciła głową, ale mąż zdradził nam pewne plany. - Jeśli zdrowie pozwoli, to myślę za 2-3 lata udać się w podobną podróż do Włoch. W tym roku odwiedzimy Skandynawię już z wycieczką zorganizowaną. Naszym wspólnym marzeniem jest wyprawa do Ameryki, ale tam ciągnikiem przecież nie dojedziemy - z uśmiechem komentuje Heiner.
W drogę powrotną wyruszają jeszcze w tym tygodniu. Wybrali inną, południową trasę w kierunku na Gorzów Wielkopolski, by móc zobaczyć coś nowego. W domu planują znaleźć się w poniedziałek.
- To dla mnie nie tylko spełnienie marzeń, ale i niesamowite przeżycie. Dobrze, że ma się osobę obok, która wspiera w realizacji najbardziej szalonych planów - mówi Heiner Weber.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!